Rozdział 9


Uwielbiam trenować. Ten dreszczyk emocji, kiedy staje twarzą w twarz z moim nowym przeciwnikiem, ta niepewność gdzie padnie kolejny cios, ten niezwykły czar rzucony na moje ramiona, dzięki któremu moja klinga dociera płynnie do calu. Te zwierzęce instynkty, chcące zawładnąć moim ciałem i przejąć nad  nim całkowitą kontrolę. Kocham to. Walka jest moim życiem, a ja czuje się jak doskonałe narzędzie w jej dłoniach.

Jednak trudno mi patrzeć na innych trenujących, widzieć ich liczne błędy i niedociągnięcia. Spoglądać na nich, wiedząc, że robią to tylko w jednym celu. Bo chcą zostać przyszłym Szatanem. Chcą mieć tron piekła dla siebie, ze mną, jako złotym dodatkiem. Czuje się jak wisienka na wielkim torcie, niby tylko do ozdoby, ale w efekcie końcowym bardzo potrzebna. Jestem kluczem do zwycięstwa. Beze mnie nie nikt nie dostanie władzy. I wszyscy, którzy zebrali się dziś na placu wiedza to doskonale. Za kilka chwil odbędzie się kolejna próba. Zostało ich tylko 24. Wszyscy są pewni swojego zwycięstwa, każdy z nich myśli, że wygraną ma już w kieszeni. Szkoda, że tak bardzo się mylą. Chociaż każdy z nich ma już swoje lata, to wciąż są jak dzieci, naiwne i łatwowierne oraz zbyt pewne siebie. Dlatego zostały wymyślone próby, aby wybrać z tego grona jednego mężczyznę, który będzie w stanie mi zaimponować, który przewyższy moje umiejętności.  Tego, który stanie się kolejnym Szatanem, panem piekła….
Tego, w którym miała się odbyć następne próba, wiał zimny i bardzo porywisty wiatr. Słońce całkowicie schowało się za ciemnymi chmurami burzowymi. Zbierało się na deszcz, a raczej na wielką i groźną burzę. Miejscem próby, była rozległa polana, wypożyczona nam prze z króla Elfów. Było to wielkie pole, z nielicznymi pagórkami i porośnięte gęstą trawą, sięgającą do kolan. Gdzieniegdzie można było dostrzec kępy drzew, różnych gatunków, oraz kolorowe krzaki z najróżniejszymi rodzajami kwiatów.
Ostatni raz omiotłam wzrokiem zebranych przede mną herosów. Byli bardzo podekscytowani, ale też niepewni. Z twarzy niektórych mogłam wyczytać nawet strach. Bali się kolejnego zadania, bonie wiedzieli, czego maja się spodziewać. To tak, jakby ktoś zawiązał im oczy i kazał wejść do zupełnie nieznanego miejsca, bez najmniejszej pomocy. Podobało mi się to. Lubiłam sprawować władzę i mieć na wszystkim kontrolę, jakbym była aktorem grającym główna rolę w ważnym przedstawieniu.
Spojrzałam na siedzących po moich obu stronach Draco i Tristana oraz stojącego nieopodal Roderiga. Każdy z nich miał kamienną twarz, niewyrażającą żadnych emocji. Ich oczy były granatowe, jak nocne niebo podczas pełni księżyca. Nie wiedzieli, czego mają się spodziewać na dzisiejszej próbie, zresztą nikomu nie zdradziłam szczegółów. Chciałam trzymać ich w niepewności do ostatniej chwili.
Zwróciłam oczy w stronę zebranych i głośno rzekłam:
- Druga próba, będzie sprawdzać waszą zdolność szybkiego myślenia. Będzie to pierwszy i ostatni raz, gdy będziecie działali w grupach – po zebranych przeszły pomruki zdziwienia  - Podzielicie się na cztery, równe zespoły. Waszym zadaniem jest zlikwidować jedną z tych drużyn. Gra zakończy się wtedy, gdy ostatni członek jednego z zespołów zostanie martwy – uśmiechnęłam się do nich.
- A gdzie jakiś haczyk – odezwał się Ares, rozkładając szeroko ramiona.
Spojrzałam mu prosto w oczy i machnęłam ręką. Wtem zza moich pleców rozległy się głośne ryki i dwadzieścia cztery pary olbrzymich skrzydeł wzniosły się wysoko w górę. Wszyscy zalotnicy cofnęli się o kilka kroków, patrząc z przerażeniem na stado ziejących ogniem  potworów. Siedzący obok mnie Tristan uśmiechną się lekko. Kątem oka dostrzegłam, jak Draco zaklną pod nosem.
- Czemu akurat smoki? – mruczał pod nosem, wyraźnie nie zadowolony z mojej decyzji.
- Bo z nimi, życie jest ciekawsze – szepną rozbawiony Tristan.
- Potwory morskie tez są bardzo ciekawe. Na przykład krakeny.
- A gdzie znajdziesz krakeny o tej porze roku? Czyżbyś zapomniał o tym, że jesteśmy na łące?? Inteligencja to ty jednak nie grzeszysz.
Draco odburkną mu coś w odpowiedzi, na co chłopak wybuchną głośnym śmiechem.
- Ogarnijcie dupy prostaki – warknął poirytowany Roderig – Pogadamy jak to o was będzie walczyć tłum idiotów kulturystów, w obcisłych wdziankach.
Zakryłam dłonią usta, chowając mój uśmiech. Musze przyznać, że było to całkiem zabawne. Tristan i Draco  i Tristan natychmiast zamilkli natychmiast wbijając mordercze spojrzenia w Roderiga. W ich oczach zobaczyłam ogniska złości. Westchnęłam głęboko, masując sobie skronie. Oni kiedyś mnie dobiją do tego stopnia, że nie będę miała siły wstać….
Rozejrzałam się wokoło, mierząc zebranych wzrokiem. Zobaczyłam Iana, który uśmiechał się do mnie zalotnie. Zarumieniłam się lekko, ale odwzajemniłam jego uśmiech, co sprawiło mu nie mała radość. Spojrzałam na zdezorientowanego Aresa.
- Masz swój haczyk, Aresie. Tym razem będzie to walka w powietrzu.


……

Chwile mi zajęło zrozumienie mojej sytuacji. Nie dość, że będę musiał pracować z jakimiś nędznymi osiłkami, to jeszcze będziemy latać na smokach. W powietrzu walczyłem tylko raz, i nie ukrywam, że prawie popuściłem w majtki ze strachu. Szczególnie bałem się walcząc na ogonie. Oczywiście mój smok jest mi oddany bez granic, i uratowałby mnie bez wahania, ale perspektywa spadania z ponad dwóch tysięcy metrów, nie wyglądała za kolorowo.
- Ej ty tam – usłyszałem za swoimi plecami.
Odwróciłem się i ujrzałem Thora, machającego ręka w moja stronę. Obok niego stał wyraźnie niezadowolony Loki, jakiś japoński herosik, oraz wysoki blondyn, spoglądający na mnie z wielkim zaciekawieniem. Za nimi, oparty o stare drzewo stał Ares, wypalający kolejnego papierosa.
- Bierzemy cię do drużyny- rzekł nordycki bóg, uśmiechając się do mnie.
Pokiwałem głową i podszedłem do nich powoli. Loki spojrzał na mnie z pogarda i prychną.
- Lepszy byłby ten idiota, Jeremiasz. Przynajmniej umie dobrze władać toporem – wskazał palcem na rosłego krasnoluda z bardzo długa, i pokręcona brodą, sięgającą mu aż do samej ziemi. Przypominał mi bohatera z władców pierścieni tyle że tamten był o wiele ładniejszy i nie pachniał jak stara skarpeta, skroplona rybim tłuszcze.
Thor zgromił brata spojrzeniem.
- On się nie nadaje do walki w powietrzu – rzekł niespodziewanie Ares, zgniatając butem niedopałek papierosa – Jest za ciężki i mało zwinny. Potrzebujemy w drużynie osób szybkich i z wyćwiczonym refleksem – to mówić rzucił w moją stronę sztylet.
Uchyliłem się od ciosu, łapiąc w powietrzu klingę. Bóg wojny uśmiechną się i spojrzał na Lokiego.
- O tym właśnie mówiłem.
Loki warkną na niego. Chwilę później wszyscy zajęliśmy miejsca na swoich wierzchowcach. Pech chciał, że dostaliśmy smoki zielone, bardzo agresywne gadziny. Ten gatunek, zamiast ognia, miał trujący gaz, palący skórę  zdecydowanie szybciej od zwykłych płomieni. Jednak przy tym te smoki  były bardzo powolne, co uniemożliwiało nam szybką  ucieczkę z pola bitwy. Moi towarzysze także nie byli zadowoleni z wierzchowców, a w szczególności ten Japończyk, Yamatotakeru.
- Dlaczego zielone? Należy mi się czerwień albo złoto! To są kolory prawdziwego monarchy, a nie jakaś zgniła zieleń– marudził tak, dopóki rozwścieczony Loki nie rzucił w niego sztyletem.
- Jeszcze jedno słowo, a zarżnę i rozplatam cię jak świnie, wieprzu.
Japończyk umilkł natychmiast. Odwróciłem głowę i spojrzałem na Ari. Dziwne, ale miałem wrażenie, że patrzy wprost na mnie tymi swoim fiołkowymi oczami. Musze przyznać, że dzisiaj znowu wyglądała ślicznie. Miała na sobie zwykłą koszule w kratkę, oraz podziurawione jeansy, podkreślające jej zgrabne nogi. Włosy związała w wysoko na głowie  w koński ogon. Dobrze, że miałem maskę, bo moje policzki zrobiły się całe czerwone. Ona też jakby wychwyciła mój wzrok, bo odwróciła się lekko zmieszana. Uśmiechnąłem się duchu.
Ty, lowelasku.
Co chcesz?
Nie daj się zabić.
Postaram się.
Mówię poważnie. Coś się tu święci, i to coś złego. Uważaj na siebie.
Dobrze, postaram się nie zginąć
Zdam się na twoją łaskę, milordzie.
Dziewczyna wstała i uniosła dłoń przed siebie.
- Zaczynajmy.
W tym samym momencie, wszystkie smoki oderwały się od ziemi i zaczęła się walka.

…..

Michał spojrzał zadowolony na magiczną kulę. Położył na niej dłonie i po cichu wyszeptał zaklęcie. Kiedy skończył zamkną oczy i uśmiechną się lekko.
- Urozmaicimy ci troszeczkę imprezę kochana. Jednak nie jestem pewny, czy ta zmiana ci się spodoba.
Westchnął głęboko i pogłaskał opuszkami palców stojące nieopodal niego zdjęcie.
- Oj kotku, niedługo będziesz moja, i tym razem żaden sukinsyn mi cię nie odbierze.

….

Nagle spadł deszcz, a niebo przeszyły białe błyskawice. Coś sprawiło, że stałam się niespokojna. Wszystkie mięśnie mojego ciała napięły się mocno, odmawiając mi posłuszeństwa.
- Coś jest nie tak – szepnęłam spoglądając w górę, na jeźdźców. Byłam bardzo zdenerwowana i spięta.
Tristan poklepał mnie po ramieniu, dodając mi otuchy.
- Jeszcze tylko chwila i wszystko się skończy, nie martw się – skierował swój wzrok w górę.
Chociaż wyglądał na spokojnego, to widziałam, że czymś się martwi. Zbyt długo się znaliśmy, aby mógł cos przede mną ukryć. Był zaniepokojony, i to nawet bardzo.
- Ej no ludziska...Znowu przegram zakład – żalił się Draco, nerwowo pocierając o siebie dłonie – Niebiescy byli moimi faworytami, a teraz zostało ich tylko dwóch.
- Widocznie nie powinieneś zajmować się hazardem – odpyskował Tristan, który obstawił na zielonych – Szykuj się na latanie w różowych pantalonkach i słodziutkiej peruczce, bo tym razem to ja jestem górą beybe!
- Pff, i tak wygrają czerwoni – mrukną Roderig, posyłając chłopakom wyniosłe spojrzenia.
Draco zaklną pod nosem i zwrócił oczy ku górze. Nadal miał nadzieję, że niebiescy wygrają i to on wygra zakład – jednak szanse były nikłe. Drużyna zielonych, chociaż dosiadała najgorszych smoków, była nadal w pełnym składzie, i nie na razie nic nie wskazywało na to, że ich sytuacja ulegnie zmianie. Każdy z nich był wspaniały, ale moją uwagę przykuł ten zamaskowany hrabia.  Było widać, że jest świetnym wojownikiem. Jego ruchy były nadzwyczaj płynne i bardzo dobrze przemyślane, a sposób, z jakim obchodził się ze smokiem był naprawdę imponujący. Zwierzę słuchało się go bezwzględnie i wykonywało jego polecenia
dwa razy szybciej, niż wierzchowce jego towarzyszy. Może ja mam jakieś omamy, albo zwariowałam, ale ten tajemniczy osobnik kogoś mi przypominał, kogoś mi bliskiego.
- Uwaga leci! - Krzykną Tristan, wskazując na bezwładne cielsko niebieskiego smoka, opadające na ziemię – Mieli nie zabijać smoków! Co za tępe….
-Skończ już – warknęłam – Gra się skończyła. Zawołaj te małpy.
Tristan pokręcił głową i podniósł rękę do góry. Wyszeptał zaklęcie, a spod jego palców wyrosła wielka czerwona kula. Chłopak zamkną oczy i rzucił kulę wysoko, do nieba. Po chwili, kula rozpadła się na kilkanaście kawałków i uderzyła w każdego smoka, pozostawiając malutka plamkę na pysku zwierzaków. Smoczyska od razu zanurkowały w dół i już po kilku sekundach, wszyscy herosi stali przede mną. Popatrzyłam na nich groźnie.
- Który z was zabił smoka? – warknęłam
Odpowiedziała mi długa cisza. Żaden ze stojących przede mną mężczyzn nie odezwał się do mnie nawet jednym słowem. Podeszłam do nich bliżej, a w mojej dłoni zmaterializował się wielki miecz, płonący żywym ogniem.
- Który to? – zapytałam się mierząc ognistą klingą w stronę.
Znowu cisza. Zamknęłam oczy opanowując swoje nadszargane nerwy.
- Dobrze, więc..…..Zrobimy inaczej – zwróciłam twarz pełna gniewu w stronę Dracona, Tristana ora Roderiga  - Wydusić z nich to. Nie okazywać litości.
Po tych słowach zasiadłam na swoim miejscu, przyglądając się torturom i delektując się głośnymi krzykami o ratunek.
…..

 Kolejne mocne uderzenie zwaliło mnie z nóg. Poczułem na swoich wargach krew, taką słoną i rozcieńczoną. Jeszcze tylko parę uderzeń, muszę wytrzymać.
Co za idiota zabił smoka?!
Nie wiem, nie widziałem.
Zasłużył na karę.
Tylko, czemu my razem z nim?
Ta kobieta jest uparta i bezwzględna, ale właśnie, dlatego jest tak bardzo szanowana wśród żołnierzy.
Zdaję sobie z tego sprawę.
Ale dlaczego ona robi aferę o jednego smoka?
Nie wiesz? Nie mówili ci o tym?
Jestem tu od 2 miesięcy. Pewnie zapomnieli.
Aha. To ja ci opowiem. Dawno temu smoki były wierzchowcami aniołów. Dobrze im było, ale do czasu, kiedy Lucyfer został wygnany z Królestwa niebieskiego. Wtedy to zaczęła się wielka bitwa. Ginęły setki, a nawet tysiące tych pięknych stworzeń. W końcu, władca smoków odwrócił się od Archanioła Michała i postanowił znaleźć dla swoich poddanych dom, z daleka od wojen między niebem a piekłem. Niestety, wszędzie gdzie się chciał osiedlić, znajdowały go zastępy niebieskie. Nie miał gdzie się ukryć. W końcu postanowił zawiązać pakt  z wyrocznią i Lucyferem. Smoki, miały być bezpieczne w podziemnym królestwie, a Lucyfer zyskiwał nowych sojuszników. To dobry układ, ale o bardzo surowych zasadach. Jednym z punktów tego paktu, było prawo o nie zabiciu smoka. Jego złamanie, grozi śmiercią.
Następne uderzenie, i jeszcze jedno, i następne…. W końcu skończyli. Upadłem bezwładnie na ziemię. Czułem ból w każdej, nawet najmniejszej części swojego ciała. Teraz już zdawałem sobie sprawę, jak czują się przeciwnicy Seriny, kiedy dostają jej wężowym biczem. Niezapomniany ból.
Chwilę później czyjeś silne ramiona podniosły mnie i ustawiły w pozycji stojącej.
- Nie zdychaj, bracie – wyszeptał mi do uch Tristan i ustawił mnie w rzędzie obok innych skatowanych. Słyszałem ich ciche jęki i liczne wzdychania. Czułem też zapach krwi. Zrobiło mi się bardzo nie dobrze i siłą własnej woli powstrzymywałem się, aby nie zwymiotować na stojącego przede mną Roderiga-chociaż nie przeczę, że ta opcja była bardzo kusząca. Podniosłem głowę i rozejrzałem się wokoło. Widziałem Aresa, stojącego na początku rzędu. Krwawił bardzo obficie jednak, jako bóg wojny był do tego przyzwyczajony. Ból i cierpienie go wzmacniało, a zapach krwi był dla niego niczym Ruttinoscorbin na przeziębienie. Widziałem w jego oczach radość. Obok niego stali po kolei Thor, Loki i ten blondas. Cała ta trójka ledwo trzymała się na nogach. Było widać, że oberwali najmocniej. Może wynikało to z tego, ze mieli największe szanse na zabicie smoka? Nie wiem. Nie za bardzo mnie obchodzili. Byli tylko moimi przeciwnikami, kolejnymi przeszkodami na drodze do Ari, zbędnymi pionkami w tej grze. Tylko tym byli, niczym więcej.
- Złamaliście prawo i żaden z was się nie przyznał– odezwał się cienki głos Ari, i wszystkie oczy zostały zwrócone w jej stronę – Jednak z nie mogę was wszystkich zabić. Mam nadzieje, że te tortury były dla was nauczką. Ale powiadam wam. Jak znajdę tego, który to zrobił – zabije własnymi rękami, i bez litości.
W tej chwili, po raz pierwszy widziałem Ariannę naprawdę wściekłą. Z jej twarzy kipiała nieokiełznana furia, a z jej oczu wylatywały pioruny. Dłonie miała zaciśnięte w pięści tak mocno, że aż zbielały jej knykcie. Wyglądała teraz jak Hades, podczas napadu furii-niezapomniany widok.
- Możecie się rozejść – warknęła, ale potem jej morderczy wzrok utkwił na mnie. Wskazał na mnie palcem i rzekła twardo:
- Ty zostajesz – powiedziała i odwróciła się z gracją na pięcie.
Wszyscy zebrani popatrzyli na mnie nie ufnie, a ja modliłem się w duchu z przerażenia. Odkryje mnie – odkryje i zatłucze na śmierć. O nie, ona ma lepsze sposoby. Najpierw podpali moje ciała, później wrzuci do zimnej wody, a dopiero później zabije, a moje zwęglone szczątki odda smokom. I właśnie taka śmiercią zginie trzeci wyklęty Peter Anathemy. Moje życie jest do kitu.  
Stałem jak sparaliżowany, dopóki na polu nie pozostała tylko nasz dwójka i stado smoków. Ari stała nie daleko, głaszcząc ciało umarłego zwierzęcia. Podszedłem do niej powoli i ostrożnie. Kiedy byłem zaledwie metr od niej, dziewczyna wstała i odwróciła się do mnie, zakładając ręce na piersi.
- Moje gratulacje, udało ci się zrobić na mnie wrażenie. Niewiele osób umie się tak ruszać, a jeszcze mniej, tak świetnie umie porozumiewać się ze smokami. Od kogo się nauczyłeś? – spytała się mierząc mnie wzrokiem.
Milczałem. Jedno słowo i mnie rozpozna. Przypomniałem sobie czarną plamę Etana. Podniosłem dłoń do góry i wyszeptałem zaklęcie. Przede mną pojawiła się plama, ale nie czarna jak u elfa, tylko złota. Dziewczyna pisnęła i zamrugała z wrażenia. Uśmiechnąłem się lekko, wyobrażając sobie postać Etana. Momentalnie, plama przybrała kształt mężczyzny.  Arianna chwile się mu przyglądała.
- Czyli uczyłeś się u najlepszego – mruknęła pod nosem – Nie wspominał mi o tobie – powiedziała przyglądając się mi uważnie.
Przerąbane. Szybko trzeba coś wymyślić, bo inaczej mnie odkryje. Mój mózg pracował na najszybszych obrotach. Co robi, co robić…. I nagle dostałem olśnienia. Machnąłem ręka w powietrzu, a obraz Etana zniknął. Zamiast niego ukazały się litery tworzące wyrazy ,,On o tobie mówił, prawie zawsze. Nie było dnia, ani godziny, w której by mi o tobie nie wspominał”.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, a na jej bladych policzkach pokazały się dwa czerwone rumieńce.
- Milo z jego strony – rzekła – Chciałabym od ciebie wiedzieć tylko jedno i liczę na twoją szczerość.
Serce podskoczyło mi wysoko do gardła.
Ona wie!!
Szlak by ją trafił.
Nie ja, mnie! Wiedziałem, że jestem nędznym aktorem..
Zamknij się i odpowiedz jej, bo zrobi się podejrzliwa.
Machnąłem ręką i poprzestawiałem litery w kolejne wyrazy ,,Możesz mi zaufać, księżniczko”
Dziewczyna lekko kiwnęła głową i podeszła do mnie bliżej.
- Czy widziałeś, kto zabił tego smoka?
Kamień spadł mi z serca. Akurat tego pytania się nie spodziewałem. Pomachałem przecząco głową, na co dziewczyna westchnęła i zamknęła oczy.
- Ufam ci. Możesz odejść – machnęła na mnie ręką.
Widziałem na jej twarzy smutek. Chciałem ja pocieszyć, przytulić, wyszeptać jej coś miłego. Jednak to by mnie zdradziło. Ostatkiem sił skupiłem się i wyszeptałem pod nosem:
- Ianuae Magicae – i po chwili byłem już w swojej komnacie.        




Michał zaśmiał się głośno. Nie pamiętał, ile minęło czasu, odkąd miał taka frajdę. Może dwieście, może trzysta lat temu…w każdym mąci razie, bardzo dawno temu. Podobał mu się ten nowy stan. Był pewny, że wygra. Spojrzał na stojącego nieopodal Gabriela i wybuchną jeszcze głośniejszym śmiechem.
- Już niedługo bracie wszystko się skończy – rzekł ocierając łzy – Już niedługo ona będzie nasz, i wtedy nikt, ani nic nam się nie przeciwstawi.
….


Koniec notki! Szczerze? Wymęczyłam się pisząc ja. Moja wena postanowiła skorzystać ze słońca i czmychnęła ode mnie gdzieś daleko. Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, ale przynajmniej mam nadzieje, że wam się spodoba .





6 komentarzy:

  1. Dziewczyno rozdział jest świetny ! To chyba mój ulubiony. Coraz bardziej mnie zaciekawiasz ! Jak ty to robisz : D ? Jak zwykle z niecierpliwością czekam na następny rozdział i chyba po raz pierwszy w życiu mam nadzieję, że się rozpada i twoja wena wróci tam gdzie jej miejsce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Heja! Rozdział jak zwykle świetny, i jeżeli tak piszesz bez weny, to zastanawia mnie jakie są twoje teksty z nią! Pisz, dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nic dodać, nic ująć..pisz dalej, bo jestem ciekawy! A obecnie piszesz Z-A-R-Ą-B-I-Ś-C-I-E

    OdpowiedzUsuń
  4. ŚWWWWWWIIIIIIIIIEEEEEETTTTTTNNNNNEEEE! ( trochę mi chomik przeszedł po klawiaturze :) ) Czekam na ciąg dalszy
    Karol

    OdpowiedzUsuń
  5. Twój rozdział jest Bombowy! To jeden z dwóch moich ulubionych :) Zaskoczyłaś mnie tym paktem ze smokami....no i ten Michał. Gdyby jie to, że jest takim debilem, chyba bym sie w nim zakochała. Czekam na dalsze notki!
    Sasa

    OdpowiedzUsuń
  6. Mi rozdział bardzo się podobał :) wiem, że się powtarzam, ale fabuła jest niesamowita :) Strasznie podoba mi się pomysł na opowiadanie, ale muszę przyznać, że takie walki na śmierć i życie mnie przerażają. Podoba mi się, że Ari jest taka twarda, bezwzględna i okrutna :) Świetnie :) Te krótkie wtrącenia z Michałem świetnie podtrzymują w napiciu :) Czekam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń