Leżałem na wielkiej, skórzanej
kanapie opatrywany przez elfy. Byłem w ośrodku Etana od dłuższego czasu. Nawet
nie wiem jak tu trafiłem. Zresztą niewiele pamiętam od czasu zaczęcia się
uczty. Tak jakbym miał wielką dziurę w samym środku głowy, przez którą uciekają
moje myśli. Od czasu do czasu, wspomnienia wracają. Jednak wcale mnie to nie
cieszy, bo z nich wynika, że zabiłem co najmniej dziesięć osób, ba – może i
nawet więcej. Ta świadomość mnie przerażała. Na samą myśl o tym, jakim potworem
stałem się podczas tej próby, ciarki przeszły mi po plecach i wszystkie włoski
na moim ciele stanęły dęba. To było przerażające. Po głowie chodziła mi masa
pytań. Jednak najbardziej zastanawiało nie jedno – dlaczego nic nie pamiętam?
Dlaczego mam luki w pamięci?
Podniosłem rękę, aby otrzeć pot z
czoła, a z ust wyrwał mi się głośny syk. Rana na ramieniu piekła mnie
niemiłosiernie, a niedelikatne ruchy uzdrowicieli jeszcze pogarszały mój stan.
Opuściłem rękę i przymknąłem lekko oczy, starając się tłumić swój ból. Czułem
jak nowo założony mi bandaż, ponownie przesiąka mi krwią. Usłyszałem przerażone
szepty elfów. Nie wiedzą już co mają robić, skończyły im się pomysły. To jasne
jak słońce na czarnym niebie. Któryś z uzdrowicieli do mnie podszedł i
przyłożył mi dłoń do czoła. Wzdrygnąłem się, kiedy poczułem na swojej skórze
chłód, bijący od stworzenia. Podniosłem na chwilę powieki i ujrzałem rudowłosą
elfkę, która patrzyła na mnie z troską. Była piękna, jak na stworzenie z tej
rasy. Jej lekko skośne oczy miały barwę pomarańczy, a usta były w kolorze
dojrzałych malin. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i pogłaskała mnie po
głowie. Ostatni raz na nią spojrzałem. Zamknąłem oczy i osunąłem się w ciemność.
Obudziła mnie czyjaś wielka ręka,
szturchająca moje ramię. Otworzyłem oczy i ujrzałem Etana, palącego tą swoją
wielka fajkę. Twarz miał bardzo poważną, co mnie zaniepokoiło, bo w końcu był
on najweselszym człowiekiem w tym mieście. Oczy miał podkrążone i mocno
przekrwione. Trzymał je utkwione w jakimś odległym punkcie . Gdybym go zobaczył
po raz pierwszy na ulicy, śmiało bym powiedział że to zombie. Jednak ja go znam
i widzę, że nie jest z nim najlepiej.
Powoli podniosłem się na łokciach i
krzyknąłem. Moje ramię przeszyła fala wielkiego bólu. Etan momentalnie odwrócił
się w moją stronę i zatrzymał mnie wpół ruchu.
- Rana jeszcze się nie zabliźniła.
Spojrzałem mu w oczy i pokiwałem
głową, układając się wygodnie na poduszkach, a raczej upadając na nie z wielkim
impetem. Westchnąłem i podrapałem się zdrową ręką po głowie.
- Ile tu leżę? – spytałem się
mężczyzny, ziewając w tej chwili jednocześnie.
- Nie długo – rzekł powoli Etan,
wypuszczając z ust kłęby fioletowego dymu, przypominające swoim kształtem
liście klonu – Jakiś dzień, nie więcej.
Otworzyłem szeroko oczy ze
zdumienia. Widząc to Etan pokręcił głową i włożył sobie ponownie fajkę do ust.
- Miałeś bardzo poważną ranę.
Dopiero w ostatniej chwili, wyratowaliśmy cię z łapsk Hadesa. Gdyby nie to, że
jesteś wyklętym, pewnie teraz szykowałbym twój pogrzeb – poklepał mnie po nodze
i uśmiechną się szeroko, pokazując mi swoje żółte zęby – Ale, jednak nim jesteś
i to ci uratowało dupę, smarku.
Na dźwięk tego przezwiska
skrzywiłem się. Smark – taki przydomek nadał mi Etan, tłumacząc się mi, że
pisklaków jest już zdecydowanie za dużo, a świerzak jest już bardzo
przestarzały i mało modny. Smark to co innego. Było jeszcze parę innych
propozycji z mojej strony, jednak wszystkie moje próby zmiany tej nazwy,
kończyły się zwycięstwem starszego mężczyzny. To takie niby uniwersalne i
wyrażające mój obecny stan. Mężczyzna był z tego przezwiska bardzo dumny, w
przeciwieństwie do mnie. Ja osobiście wolałem swoje imię. Nie lubię byś
porównywany do gili z nosa.
- Co tam się stało? – spytałem się
Etana.
Mężczyzna spojrzał na mnie, a jego
oczy przybrały fioletowy kolor. Uniósł do góry rękę, a spod jego palców
wydostały się małe iskierki, kumulujące się w jednym miejscu. Po chwili
powietrze wokół nas lekko się zagęściło i przed nami pojawiła się wielka,
czarna plama, przypominająca swoim kształtem prostokąt.
- To - powiedział Etan wskazując
dłonią na swoje dzieło – jest coś jakby telewizor, z tą różnica, że na nim
pokażą się twoje wspomnienia. My, tutaj na dole, nazywamy to transferem
wspomnień – zrobił krótka pałzę i wypuścił z ust dwa czerwone kółeczka.
- A jak niby mają się tam pokazać
moje wspomnienia, skoro nic nie pamiętam?
Etan uśmiechną się i poklepał mnie
po nodze.
- O to się nie martw. Wystarczy, że
przywołasz ostatnie zapamiętane przez siebie wspomnienie, a to cacko resztę
zrobi samo – widząc moje zdezorientowanie przewrócił oczami – Co pamiętasz?
Przymknąłem na chwilę oczy
przywołując w myślach obraz wielkiej Sali.
- Pamiętam Lucyfera na tronie.. –
przerwałem, bo na czarnej plamie pojawił się obraz.
Tak jak przed chwile mówiłem, był
na nim Szatan , w towarzystwie Alexis i swojej matki. Po chwili, ujrzałem
schodzącą po schodach Ariannę. Wyglądała zachwycająco, i nie tylko ja byłem pod
takim wrażeniem. Wokół mnie dało się słyszeć głośne westchnienia i wiele
pozytywnych komentarzy, co do jej osoby. Na chwile obraz się urwał.
- Skup się - rzekł Etan.
Zamknąłem mocno oczy i już po
chwili obraz znów był widoczny. Byłem w środku pola bitwy. Z każdej strony
leżały martwe ciała herosów. Widziałem za moimi plecami Thora, który wymachiwał
tym swoim wielkim młotem, oraz Lokiego, wbijającego ostre sztylety w ciało
kolejnego napastnika. Był też tam Ares, walczący zacięcie z jakimś elfem, oraz
ten japoński bohater, Yamatotakeru, broniący się zaciekle przed grubym
krasnoludem. Jednak najgorszym z tych wszystkich widoków, był obraz mojej
postaci. Cały płonąłem, o chociaż miałem maskę, mogłem dostrzec wielki uśmiech
na mojej twarzy. Moje oczy były tak ciemne, że nie mogłem odróżnić tęczówek od
źrenic Zabijanie sprawiało mi radość, a nawet szczęście. Żądza mordu i nieokiełznana
we mnie furia, wychodziły ze mnie, tworząc czarny płaszcz za moimi plecami. To
nie byłem ja – to była bestia, pragnąca krwi i usuwająca każdego, kto stanie
jej na drodze.
- O matko – jęknąłem, a obraz walki
zniknął, a wraz z nim zniknęła czarna plama.
Usiadłem na kanapie i schowałem
twarz w obydwie dłonie.
- Co to było? – spytałem się
drżącym głosem Etana.
Mężczyzna przetarł palcami oczy i
utkwił wzrok w pustej przestrzeni przed sobą. Twarz miał jak z kamienia, nie
wyrażającą żadnych emocji. Jego oczy były puste i ciemne, jak dziura w
asfalcie.
- To był szał - rzekła twardo i
zwrócił twarz w moją stronę.
Podniosłem głowę i spojrzałem na
niego niepewnie.
-Co to jest do jasnej cholery?
Etan westchnął i powoli powiedział:
- To coś, dzięki czemu wyklęty
staje się najpotężniejszy. Połączenie mocy demona i anioła, istna bomba
atomowa, niszcząca wszystko na swojej drodze. Jest nie do opanowania i nigdy
nie wiadomo, kiedy weźmie nad tobą kontrolę, a gdy już ją przejmie, to stajesz
się chodząca maszyna niszczenia, jedyną istotą zagrażającą samemu Bogu–
mężczyzna przeniósł wzrok na równoległą ścianę - Obawiałem się, że wkrótce się
uaktywni.
- Czyli, że – zacząłem powoli i
niepewnie, drapiąc się po głowie – w każdej chwili, mogę się zmienić w to coś i
zabijać bez przerwy? – spytałem, nie dowierzając – I nic nie da się zrobić?
Etan pokiwał głową z wielkim
sutkiem.
- Przed tobą było tylko dwóch
wyklętych, i obydwaj pracowali dla aniołów. Mamy o twoim gatunku bardzo mało
informacji, a większość to tylko głupie i nic nie znaczące plotki. Jedynymi
osobami upoważnionymi, do poznania tej tajemnicy są archaniołowie.
- Czyli nic nie można zrobić? –
spytałem się go, znając już w pełni jego odpowiedź.
- Ta.. – oczy Etana rozszerzyły się
mocno i zmieniły barwę na zieloną. Na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech, a
jego policzki stały się czerwone, jakby były pomalowane farbą.
Mężczyzna podniósł się i szybko
podszedł do stojącego za kanapą regału.
- Jest nadzieja – krzykną radośnie
i podreptał do mnie z wielką i mocno zakurzona książką, która mogłaby być
spokojnie z czasów Kleopatry – Jak mówiłem, dostęp do informacji na temat
wyklętych maja tylko anioły, bo tylko one są w stanie otworzyć księgę, w
spisaną przez pierwszego wyklętego – szybko przewertował kartki i zatrzymał się
na stronie z wielkim portretem. Szybko przeczytał tekst i uradowany uderzył
palcem w ostatnie słowo.
- Siłą pomocy anioła nie uzyskamy,
ale jest jeden anioł żyjący na odludziu i bardzo przyjazny, w stosunku do
obydwu ras – odwrócił księgę w moją stronę i wskazał na chudą postać kobiety,
stojącą pomiędzy wojskami aniołów i demonów.
Przyjrzałem jej się. Wyglądała na
co najmniej czterdzieści lat. Na jej twarzy było widać liczne zmarszczki i
blizny. Muszę przyznać, że kogoś mi przypominała. Spojrzałem Etanowi w oczy, a
on uśmiechną się jeszcze szerzej.
- Nie poznajesz jej? – pokręciłem
głową, a starszy mężczyzna wybuchną głośnym śmiechem – Wychowywała cię smarku
przez tyle lat, a ty jej nie poznajesz?!
Wybałuszyłem na niego oczy i
jeszcze raz spojrzałem na postać w książce. Rzeczywiści, te same rysy twarzy,
ta sama budowa ciała – tylko te zmarszczki i zielone oczy.
- Czy to jest Frozy? – Etan pokiwał
entuzjastycznie głową
- I znowu ta kobieta uratuje ci
tyłek dzieciaku, jednak teraz, może być już za późno.
.......
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się
wokoło. Byłam w swoim pokoju, przykryta kołdrą po samą szyję. Chciałam się podnieść,
ale przeszkodził mi w tym rozrywający ból głowy. Opadłam z na poduszki, i schowałam twarz w dłonie. Czułam się strasznie.
Jednocześnie miałam ochotę wybiec stąd i dopaść Lokiego, wymierzając mu karę na
która w pełni zasłużył, a z drugiej strony chciałam zapaść się pod ziemię i
ukryć gdzieś daleko pod jej powierzchnią. To co mi zrobił, było niewybaczalne.
Ale dlaczego nie skończył? Dziura w pamięci utrudniała mi myślenie, jednak
byłam pewna, że między mną a nim nic nie zaszło. Więc, co tam takiego się stało?
Usłyszałam obok siebie cichy
szelest. Obróciłam głowę i ujrzałam śpiącego, na moim fotelu chłopaka o bardzo
wyrazistych rysach twarzy. Miał krótkie blond włosy, zakrywające mu jego zamknięte
powieki. Z jego dużych i lekko rozchylonych ust ciekła powoli ślinka. Zakryłam dłonią
usta, ukrywając uśmiech. Muszę przyznać, że był zabójczo przystojny. Wysoki ale
i chudy, jakby mu się bliżej przyjrzeć. Spod jego T-shirta było widać umięśniony
brzuch i całkiem pokaźne mięśnie na rękach.
Podniosłam się na łokciach, przyglądając
mu się baczniej. Wtem, nieznajomy odezwał się cicho.
- Nie ładnie się tak wpatrywać w
obcego człowieka – uniósł głowę do góry i uśmiechną się do mnie, ukazując mi
swoje białe zęby – Tak nie wypada.
Zarumieniłam się lekko i odwróciłam
wzrok lekko speszona. Moje zachowanie rozbawiło chłopaka.
- No, ja wiem jak ty się nazywasz,
ale pewnie ty jesteś ciekawa kim ja jestem, co? – nieznajomy puścił do mnie
oko.
Spojrzałam na niego z lekkim zażenowanie
i przewróciłam oczami.
- Nie znasz może lepszych tekstów
na podryw dziewczyny? – spytałam się jego i wbiłam w niego mordercze
spojrzenie.
Usta chłopaka wygięły się w jeszcze
większym uśmiechu.
- No wiesz, nie na co dzień widzi się
dziewczynę, w koronkowym staniku i z tak ładnie umięśnionym brzuchem.
Otworzyłam oczy szeroko i
spojrzałam w dół na siebie. Rzeczywiście, miałam na sobie tylko stanik, i to nie
byle jaki, ale cały czarny i w dodatku koronkowy. Szybko zakryłam się kołdrą, a
nieznajomy wybuchnął głośnym śmiechem, zwijając się w kłębek na fotelu. Moje
policzki stały się purpurowe, a moim ciałem przebiegł dreszcz gniewu.
- To wcale nie jest śmieszne –
warknęłam – Co zrobiłeś z moją sukienką?!
Chłopak otarł łzę spod oka i
wskazał na stojące nieopodal krzesło.
- Musiałem ja z ciebie zdjąć, bo
przez tą truciznę pot lał się z ciebie jak woda z mokrej gąbki. Ale nie martw
się – puścił do mnie oko – Umiem rozebrać dziewczynę nie patrząc, tak samo
dobrze, jak nietoperze radzą sobie w ciemności.
Co za arogancki i bezczelny typek!
Gdyby nie brak ubrania i ból rozdzierający mi głowę, podeszłabym do niego i
rzuciłabym nim o ścianę, tak samo jak ostatnio bliźniaków. Niestety, o tym
mogłam w tej chwili tylko pomarzyć. Moja bezsilność mnie denerwowała.
Spojrzałam na nieznajomego
gniewnie.
- Kim ty jesteś?
Chłopak wstał i ukłonił się teatralnie.
- Mam na imię Ian, ale możesz mnie
śmiało nazywać swoim wybawcą, i przyszłym narzeczonym, kochanie.
- Że co proszę?! – wrzasnęłam.
Ian wyprostował się i rzekł:
- Już nic nie pamiętasz – podniósł dłoń
do głowy i zaczął rozmasowywać sobie skronie – Ach te kobiety, takie
niewdzięczne i zapominalskie – spojrzał na mnie, zakrywając ręką perfidny
uśmieszek tryumfu – Zaledwie dwadzieścia godzin temu, wyratowałem cię z łap
tego oblecha Lokiego, a ty mnie nie pamiętasz?
Pomachałam przecząco głową. Ian
westchną i usiadł na brzegu łóżka, łapiąc się za głowę.
- I tyle z udawania bohatera –
bąkną pod nosem – Zero wdzięczności.
- Widocznie nie zasłużyłeś –
odgryzłam się.
Chłopak podniósł głowę, a z jego
twarzy znikną uśmiech.
- Gdyby nie ja, pewnie teraz miałabyś
ślub z tym kołkiem, bogiem kłamstw – wycedził.
Wpatrywałam się w niego nieruchomo.
Nie miałam zamiaru odpuścić, ale jednak miał rację. Tylko dzięki niemu, Loki
mnie nie skrzywdził. Gdyby nie on, pewnie teraz spędzałabym czas ze swoim nowym
mężem.
Ian odwrócił się ode mnie i wbił
wzrok gdzieś w pustkę przed sobą. Wyprowadziłam go z równowagi i to dało mi nie
małą satysfakcję. Ale w mojej głowie toczyła się zacięta bitwa. Dziękować,
olać, błagać – za dużo możliwości, zdecydowanie za mało czasu, jakby od tej
decyzji zależała moja przyszłość. W końcu odetchnęłam i drżącym głosem
odezwałam się do Iana:
- Ja….dziękuje ci, za uratowanie
życia – a kiedy się do mnie odwrócił i uniósł lekko brew, uśmiechając się przy
tym lekko, odwróciłam się i szybko dodałam – Ale nie myśl sobie, że zrobiło to
na mnie wrażenie, bo nie zrobiło.
Chłopak uśmiechną się do mnie.
- Jasne, jasne - westchną głęboko, i położył się na mojej
kołdrze – Na razie tyle wystarczy.
- Nie pozwalaj sobie za dużo – odwzajemniłam
jego uśmiech i wyciągnęłam spod niego pościel – A tak poza tym, chciałabym się w
końcu ubrać, więc czy mógłbyś wyjść z mojego pokoju? – spytałam się krzyżując
ręce na piersi, jednocześnie podtrzymując zakrywającą mnie kołdrę.
Ian skrzywił się i wydął wargi
- Ale tak jest fajnie – powiedział,
a widząc jak krew zaczyna we mnie wrzeć, szybko podniósł ręce na znak
kapitulacji, i dodał – Już uciekam księżniczko – a wychodząc z mojej sypialni
machną ręką, i rzekł – Miło było cię poznać w realu, Arianno.
Spojrzałam na niego i z uśmiechem
powiedziałam:
- Mnie ciebie też, Ianie.
Chłopak odwrócił się i wyszedł, a
chwile potem złapałam się na słuchaniu jego oddalających się kroków.
….
Kryształowa kula zamigotała, a
obraz w niej znikł. Mężczyzna o długich platynowych włosach uśmiechną się pod
nosem. Był zadowolony, nawet więcej niż zadowolony. Wreszcie wszystko szło po
jego myśli, i tym razem nikt mu nie przeszkodzi. Osiągnie swój zamierzony cel,
bez względu na liczbę ofiar.
- Wszystko idzie zgodnie z planem –
rzekł i odwrócił się do stojącego za nim anioła – Jak zwykle idzie jak z
płatka. Ta dziewczyna w krótce będzie nasza.
- Nie wątpię, Michale – rzekł anioł
niedbale opierając się o kryształowa ścianę jaskini – Tylko po co ta cała
szopka? Nie możemy po prostu wtargnąć tam szturmem i wziąć to co nam się należy?
Miał krótkie, czarne włosy i był ubrany
w zwykłą białą koszule, dokładnie wkasaną
w czarne spodnie od bardzo drogiego garnituru.
- Jak zwykle jesteś za bardzo
bezpośredni, Gabrielu – powiedział Michał, przeczesując palcami swoje jasne
włosy – Potrzebujemy jej dziecka, wyczekiwanego przez nią, pełnego jej miłości,
wiesz o tym doskonale. Inaczej z naszego planu zostanie jedno wielkie gówno.
- Nie tak ostro bracie, pamiętaj gdzie
jesteśmy.
Archanioł uśmiechną się podle i
zaczął się zbliżać powolnymi krokami w stronę Gabriela. Jego długa, biała szata
ciągnęła się za nim po ziemi, zostawiając długie smugi na piasku.
- Pamiętam bracie – powiedział klepiąc
Gabriela po ramieniu, po czym szepną mu do ucha – Ale czasy się zmieniają, i On
tez o tym wie. Niedługo nastanie nowa era. Era, w której to my będziemy panować
nad światem, i żaden pieprzony bachor, ani nawet wyklęty nam w tym nie
przeszkodzi.
- Zwycięstwo nie jest jeszcze
przesądzone, bracie. Dostałeś już nauczkę, pamiętaj o tym.
- Nigdy tego nie zapomnę – warknął Michał,
zaciskając mocno palce na ramieniu Gabriela – I myślę, że ten idiota Rafael tez
nie zapomni. Pieprzony zdrajca.
- Zważaj na słowa, bracie – sykną anioł,
strącając dłoń Michała – Był jednym z nas, i nic tego nie zmieni. Owszem, nie
pochwalam tego co zrobił, ale ja przynajmniej się go nie wyrzekłem, jak ty. On
po prostu uległ, a my tego nie robimy.
- On złamał zakaz, nic już dla mnie
nie znaczy – puścił ramie archanioła i wyszedł z jaskini, rozkładając swoje
piękne anielskie skrzydła.
Gabriel pokręcił głową.
- To dlaczego, jego zdrada cię tak
boli?
……..
Siemanko!
Notka jest w końcu, i bardzo przepraszam, że z takim opóźnieniem . Miałam
bardzo dużo zajęć i w ogóle…ale w końcu mi się udało! Trochę krócej niż zwykle,
ale myślę że wam się spodoba. Pozdrawiam was i ściskam mocno
Czekałam, czekałam i się doczekałam! Rozdział jest fenumenalny, ale szkoda ze tak krótki...podoba mi się akapit z aniołami, jest po prostu zarąbisty ;) a ten Ian...hahaha kocham go! Jesteś moim mistrzem ;)
OdpowiedzUsuńświetne, świetne, świetne. Czekałam na niego długo, ale warto było. Bardzo podobało mi się, że w końcu pojawiła się scena z aniołami.No i jestem bardzo ciekawa dalszego ciągu ; ) już nie moge się doczekac !
OdpowiedzUsuńOjojo....świetnie złotko ty moje. Każdy twój rozdział jest coraz lepszy od poprzednich. Niedługo będziesz pisała jak prawdziwa profesjonalistka ;) powodzenia w dalszym pisaniu, i weny życzę ;)
OdpowiedzUsuńArchanioł Michał takim peda***????!!!Nie ni pojechalaś po bandzie, i to równo. Podoba mi się ogólnie, nawet bardzo. Chcę jak najszybciej rozdział 8, bo jak nie.....to rosyjska mafia :D
OdpowiedzUsuń