Rozdział 4 W samym środku piekła






Od porwania Petera, nękało mnie dziwne i uporczywe uczucie. Coś jak mrowienie w brzuchu, lekkie zawroty głowy,  połączone z odruchami wymiotnymi. Do tego towarzyszył mi parszywy nastrój i bardzo kusząca myśl, aby rozwalić wszystko do okoła. Jedynie dwóch, zakapturzonych typów, stojących przed drzwiami do mojego pokoju, regularnie odwodziło mnie od tych zamiarów, strasząc mnie, że zawiadomią Lucyfera, co w ostateczności przechylało szalę na ich korzyść. Ich najpierw próbowałam rozwalić, jednak gdy na ich zastępstwo przysłano cztery centaury, na czele z samym Chejronem i w obstawie Lokiego, brata Thora postanowiłam dać sobie spokój i zachowywać się  grzecznie . Po dłuższym namyśle i odrzuceniu wielu przewlekłych chorób i objawów, z ciężkim sercem stwierdziłam iż to są wyrzuty sumienia. Minęły już trzy dni, a nasz więzień się nie obudził. Nasi piekielni medycy obawiali się najgorszego, snując nudne tezy o powikłaniach mojego usypiacza z układem nerwowym ich pacjenta, co teoretycznie mogło spowodować częściowy paraliż jego ciał…bla…bla…bla… Jak to mówią, stare śpiewki. Oczywiście nikogo nie obchodziło to, ile szkód narobili inni. Liczy się tylko to, że uśpiłam Wyklętego, a on nie chce się obudzić, i że to wszystko przeze mnie.
Wtuliłam twarz w moją jedwabną, krwiście czerwoną poduszkę, tłumiąc szloch. ,,Cholera, cholera, cholera!” szeptałam pod nosem. ,, Jestem demonem, nie mogę ryczeć jak anioł’’ otarłam łzy z policzka, i odwróciłam się na plecy, patrząc w sufit nade mną. Przymrużyłam oczy próbując powtrzymać kolejną falę nadciągających łez. Podniosłam się i zaczęłam chodzić po mojej komnacie, starając powściągnąć swoje emocje. Trwało to do chwili, gdy usłyszałam pukanie do drzwi i kiedy z głośnym impetem wpadł przez nie Roderig. Jedyne co udało mi się zarejestrować, z jego wyglądu to mocno potargane włosy i podkrążone oczy. Za nim, weszli razem Mors i Vita, a na twarzach obydwu braci gościły sarkastyczne uśmiechy szczerego rozbawienia. Roderig spiorunował ich spojrzeniem, po czym zwrócił się w moją stronę, starając się mówić spokojnie. 
- Obudził się – rzekł i wstał wyciągając rękę ku mnie. 
Nie zważając na jego uprzejmości, ruszyłam biegiem do skrzydła szpitalnego, torując sobie drogę zaklęciami. Przed drzwiami zatrzymałam się, aby poprawić włosy i w ogóle się ogarnąć, bo wyglądałam jak małe, i do tego fioletowe Yeti. Podeszłam do drzwi, ale nie dotknęłam klamki słysząc za nimi dwa glosy. Przystawiłam do nich uch i zaczęłam nasłuchiwać. Pierwszym głosem, jaki tam rozpoznałam, był donośny głos Seriny. Drugi, zdecydowanie cichszy i pozbawiony śmiałości musiał być głosem Petera. Z tego co się zorientowałam rozmawiali o jakimś zajściu, z przed porwania. Mogłam wyłapywać jedynie pojedyncze słowa, typu ,,wspaniała’’, ,,bez niczego”, ,,Niezła byłaś”, ,,Musisz mnie tego nauczyć”…. Itp. . ,,Cholera, o co im chodzi’’ pomyślałam marszcząc brwi i myśląc intensywnie. Nagle rozmowy ucichły i usłyszałam czyjeś kroki. Po chwili drzwi się otworzyły, a przede mną stanęła nienagannie ubrana Serina. Na jej twarzy gościł wyraz nie zadowolenia. Jej oczy stały się granatowe, jak ciemna toń morza w jego najgłębszych zakamarkach. Oparła się niedbale o framugę i z lekkim przekąsem spytała mnie: 
- Czego chcesz, dziecinko? 
Starając się nie napluć jej w twarz, tylko się uśmiechnęłam i rzekłam powoli i dobitnie, jak przystało na dobrze urodzoną demonicę klasy A : 
- Mam rozkazy od Lucyfer. Ty za to – zrobiłam długą pałze, patrząc na nią z wyższością- jesteś wzywana do wodnej twierdzy, przez Posejdona. Twoje rzeczy już czekają w powozie. 
Policzki Seriny momentalnie zmieniły barwę na purpurową, a oczy stały się czarne ja dwa małe węgielki. Podniosła rękę, szykując się do zamachu, ale w ostatniej chwili powstrzymała się. Nachyliła się nade mną i warknęła: 
-Nie próbuj swoich tandetnych sztuczek skarbie. On i tak już jest pod moją mocą i nawet ty nie uratujesz go przed moim urokiem osobistym – mówiąc to oblizała sobie dolną wargę, i odwróciła się z gracją baletnicy zwracając się ku Peterowi. Posłała mu słodki uśmiech i za nadto wydymając usta powiedziała: 
- Niestety mój drogi, ale obowiązki wzywają mnie do siebie – spojrzała na mnie kontem oka i wskazał mnie palcem – ta jakże ponętne demonica dotrzyma ci towarzystwa. A jakby co, to wiesz gdzie mnie szukać, kocie – puściła mu oko zostawiając mnie sam na sam z chłopakiem, oglądającym się za nią. 
Spojrzałam na niego. Nawet przykryty szkarłatną pościelą i w towarzystwie wielu czarnych poduszek, wyglądał strasznie mizernie. Mocno podkrążone oczy w kolorach szafiru, wychudzona i strasznie blada twarz z kilkudniowym zarostem, i do tego jeszcze nie poukładane włosy jasno ukazywały mi jego stan. Do tego jeszcze te jego rany po ataku Roderiga, na szyi i łokciach, sprawiały wrażenie bardzo poważnych i bolesnych. Teraz, wbijał we mnie wzrok, nie ukazując mi żadnych emocji. Muszę przyznać, że z jakiejś dziwnej przyczyny to mnie zabolało. 
Posłałam mu wymuszony uśmiech. 
- Mogę usiąść?- spytałam lekko łamiącym się głosem, wskazując na wolny skraj łóżka. 
Przez chwilę bacznie mierzył mnie wzrokiem, ale po chwili westchnął głęboko i poklepał miejsce obok siebie. Powolnym krokiem podeszłam do łóżka i usiadłam na wyznaczonym przez Petera miejscu. Przez niekreśloną ilość czasu trwała bardzo krępująca cisza, w której ja bawiłam się rąbkiem od końca pościeli, a on spoglądał na mnie wyczekująco. W końcu zebrałam się do kupy i zmusiłam się do popatrzenia mu w oczy. 
- Słuchaj, ja….chce cię przeprosić za tamto, no wiesz 
- Nie, nie wiem – przerwał mi, nie odrywając ode mnie swoich szafirowych oczu – Nie wiem, co się wtedy stało. Moja wiedza ogranicza się do tego, co powiedziała mi twoja przyjaciółka i inni z tych waszych piekielnych łowców.
- Ona nie jest…! – krzyknęłam, ale zaraz powściągnęłam swoje nerwy – Nie przyjaźnię się z nią. Delikatnie mówiąc się nie lubimy, a po waszemu …….nienawidzimy się. 
- Zauważyłem – mrukną z lekkim przekąsem. 
Znowu siedzieliśmy w tej mało komfortowej ciszy, ale tym razem przerwał ją Anathemy. 
- Po co to zrobiłaś – spytał się mnie, a widząc moje speszenie, rzekł – Tylko mi nie mów, że z obowiązku itp., bo wiem doskonale, że inni łowcy też mieli na mnie chrapkę. Przecież mogłaś dać im wolną rękę i spadać  stamtąd, zostawiając mnie na pastwę tych kolesi. A jednak… 
Spuściłam nisko głowę, aby ukryć mój lekki rumieniec.
- Bo…- zawiesiłam się – Przypomniałeś mi kogoś, kogo sobie ceniłam. Niestety, jego nie udało mi się uratować – po policzkach spłynęły  mi dwie łzy.

Wspomnienia Ari
Był ciepły poranek roku 1000. Leżałam na ogromnym łożu z białym baldachimem, okryta jedynie czarną pościelą. Obok mnie, leżał mój ukochany, jedyny i nieznany wszystkim anioł Rafael. Nadal czułam smak i dotyk jego ust na swoim ciele. Jego platynowe włosy świecił, odbijając promienie porannego słońca. Usta miał lekko rozchylone, i z trudem powstrzymywałam się, aby go znowu nie pocałować. Nasz dłonie były razem splecione. Jego mięśnie niestety były ledwo widoczne, pod tą jedwabną pościelą.
Powolutku wstałam, i wyswobodziłam swoją dłoń z uścisku anioła, tym samym sięgając po moje porozrzucane szaty. Rafael powoli otworzył oczy i spojrzał na mnie radośnie. Był szczęśliwy, widziałam to. Podparł się jedną ręką na łokciu i zaczął się we mnie wpatrywać, śledząc dokładnie każdy mój ruch.
- Wracaj do łóżka – powiedział miękko, a jego głos odbił się echem po ścianach jaskini.
Spojrzałam na niego i posłałam mu ciepły i jednocześnie figlarny uśmieszek, który tak bardzo podobał się aniołowi. Tak bardzo go kochałam. Podeszłam do łóżka  i usiadłam na nim, odsłaniając szata spory kawałek swoich ud. Nachyliłam się nad nim.
- A co, mało panu wrażeń na dzisiaj? -  spytałam się oblizując zmysłowo wargi.
Anioł uśmiechnął się i jeszcze bardziej przybliżył twarz ku mojej.
- Z tobą moja droga mam tyle zabawy, ile nie miałem łącznie nigdy w ciągu mojego długiego życia.
Odsunęłam się od drażniąc go. Jeszcze bardziej rozchyliłam szatę ukazując mu moje całe nogi. Rafael jękną cicho, ale nadal leżał na swoim miejscu, czekając na mój ruch. Ja jednak wstałam z łóżka i zaczęłam nawoływać swojego smoka. W między czasie rozwinęłam także swoje skrzydła, rozprostowując je. Usłyszałam za sobą powolnie kroki  i nagle poczułam czyjś ciepły dotyk, na swoich skrzydłach. Odwróciłam się, i niespodziewanie wpadłam w objęcia anioła. On też miał rozłożone skrzydła. Staliśmy tak zatraceni w sobie nawzajem dopóki nie usłyszeliśmy cichego mruknięcia, zwiastującego przybycie mojego wierzchowca. Wtedy spojrzeliśmy na siebie po raz ostatni……

-----Kilka dni później złapano Rafaela, i oskarżono go o zdradę i spisek z Lucyferem, przeciwko samemu Bogu. Za karę odcięli mu skrzydła i zamienili w białego gołębia. Od tamtej pory żaden anioł nie zbliżył się już nawet na krok do demonicy, a nienawiść miedzy naszymi rasami spotęgowała się dziesięciokrotnie.------

Kiedy Peter to spostrzegł, poczuł się lekko zakłopotany. Chwile się powiercił, po czym zacząć wycierać mi łzy. 
- Ej nie płacz. Nie chciałem – głos mu się załamał, a gdy zdał sobie sprawę, że to co robi jest trochę dziwne, odskoczył ode mnie jak oparzony. Na jego dotychczas bladej twarzy, pojawiły się dwa wielkie, czerwone rumieńce. Szybko odwrócił wzrok w inną stronę. 
- Demony nie powinny płakać – rzekł zakłopotany, chowając się w pościeli – Wy podobno jesteście bezduszni, nieczuli,  aroganccy, uparci, agresywni, bezwzględni… 
Otarłam łzy rękawem swojej bluzy i posłałam mu radosny uśmiech, pokazując mu swoje białe ząbki. Peter odwzajemnił go i wyciągną do mnie dłoń. 
- No to co, zaczynamy od nowa – i aby dodać mi odwagi, dodał – Mam na imię Peter Anathemy, ale mów mi Peter lub Pet, jak wolisz. 
Uścisnęłam mu dłoń; 
- Jestem Arianna Satan, dla niektórych Ari. 
Rozmawialiśmy tak jeszcze parę całkiem ładnych godzin, zapoznając się ze sobą. Kto by pomyślał, ile rzeczy można się dowiedzieć o na pozór zwykłym nastolatku, w tak krótkim czasie, ile łez radości można wylać, i jak długo można się śmiać z jedną osobą. Peter opowiedział mi o sobie dosłownie wszystko, krótko, lecz rzeczowo streszczając mi swój życiorys. U mnie było trochę trudniej, w końcu miałam mu do opowiedzenia ponad 2 tysiące lat, a jeszcze Pet zadręczał mnie ciągłymi pytaniami na wszystkie możliwe tematy. Kiedy już skończyłam, i zaczęłam  zbierać on chwycił mnie mocno za rękę i przyciągnął do siebie, tak blisko, że stykaliśmy się nosami. Spojrzał mi głęboko w oczy, jakby chciał mi zajrzeć w głąb mojej duszy ,i wydobyć z niej wszystkie moje mroczne tajemnice . 
- Mam do ciebie ostatnie, najważniejsze pytanie. 
Spojrzałam na niego wyczekująco, a on zamknął oczy, jednocześnie wciągając powietrze do płuc. 
Jedną ręką nadal mnie trzymał, a drugą przeczesał swoje platynowe włosy. Jego oczy nagle zmieniły barwę na jasną zieleń. ,, W tych chyba mu najładniej ‘’ pomyślałam sobie, uśmiechając się w duchu. 
- Spotykasz się z kimś? 
Zamurowało mnie. Moje policzki natychmiast oblały rumieńce. Lekko zakłopotana odwróciłam od niego wzrok i zaczęłam intensywnie myśleć. Po krótkiej chwili spojrzałam na niego i już chciałam mu odpowiedzieć, ale on zamknął mi usta pocałunkiem. Odwzajemniłam go, delikatnie wczepiając swoja dłoń w jego włosy, i tym samym jeszcze bardziej zbliżając się do niego.  I przewrócił mnie tak, że leżałam pod nim. Ostatnim skrawkiem świadomości odsunęłam się od niego. 
- Nie !– krzyknęłam i wyswobodziwszy się z jego objęć,  odskoczyłam od niego jak oparzona, zostawiając go z mętlikiem w głowie – Nie możemy , nie teraz, ani nigdy-  i to były moje ostatnie słowa przed szybkim opuszczeniem jego pokoju. Kto by pomyślał, że po zatrzaśnięciu drzwi , po policzkach spłyną mi łzy.

……………………….


Siedziałem sobie na krańcu lóżka, tam gdzie zostawiła mnie Arianna, nadal lekko skołowany po tym co miedzy nami zaszło. ,,Co się do cholery stało? Najpierw się całujemy, i to obydwoje, a chwilę później ona krzyczy, co ja mówię, ona się drze! Kurde” pomyślałem. 
Powoli wstałem i ubrałem się normalnie w ubrania, dostarczone mi przez Serinę. Była to bawełniana,  biała koszula i czarne, obcisłe rurki. Do kompletu dostałem jeszcze parę czerwonych Conversów. 
-No nieźle – mruknąłem pod nosem, spoglądając na swoje odbicie w lustrze. 
Można śmiało powiedzieć, że w tym zestawieniu wyglądam jak jakiś bardzo nadziany facet. Uśmiechnąłem się i wyszedłem z mojej komnaty spokoju, na całkowicie czerwony korytarz. Rozejrzałem się w obydwie strony, nie wiedząc gdzie mam iść. W końcu, po licznych wyliczankach, zdecydowałem się pójść w lewo. 
Rozglądałem się z zainteresowaniem. Na każdej ścianie, po kolei widniały portrety. Co sześć obrazów, wizerunki postaci na nich namalowanych, się powtarzały, jedną z różnicą jedną, a mianowicie, były to obrazy, przedstawiające tą sama postać, tyle że z innej epoki. Z wielkim zaskoczeniem, stwierdziłem, że na wielu z nich jest postać Ari. Arianna w sukni balowej, w sukni prostej, w męskim stroju do polowań…było tego mnóstwo. 
Drugą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę, były odstępy miedzy drzwiami do pokoi. Najdłuższy, jak dotąd mierzyłem, miał ok. piętnastu metrów. Czyli jeden pokój mógł mieć powierzchnię jego całego domu. Szczęka mi opadła z wrażenia. 
Szedłem tak jeszcze, podziwiając zabytki architektury, kiedy nagle moim oczom ukazała się wielka sala, na której środku znajdował się ogromny, drewniany stół z miejscami dla dziesięciu osób. Rozejrzałem się wokoło, rozeznając się na nowym terenie. Całe pomieszczenie miało kształt okręgu. Ściany były złote, tak samo jak wielki kandelabr, wiszący idealnie nad stołem. Na podłodze leżał czerwony dywan ze skomplikowanymi wzorami wyszywanymi złotą oraz czarną nicią. On też był  w kształcie koła. Na stole, stała pełna zastawa, zaczynając od talerzy i sztućców, a kończąc na wielkich wazonach, pełnych czarnych, czerwonych i białych róż. Przy każdym zestawie talerzy, stało wysokie krzesło, wykonane z tego samego, ciemnego drewna, co stół. 
- Pięknie, prawda? – usłyszałem męski głos za swoimi plecami. 
Odwróciłem się szybko, i spojrzałem na przybysza. Był nieco wyższy ode mnie i bardziej śniady. Miał hebanowe włosy, oraz oczy w tym samym odcieniu . Jego pełne czerwone usta były wykrzywione w uśmiechu. Ubrany był cały na czarno. Pod materiałem jego koszuli rysowały się duże mięśnie. Jednak to, co zaskoczyło mnie najbardziej,  było przytwierdzone do pleców nieznajomego, para wielkich, czarnych skrzydeł. Otworzyłem ze zdziwienia twarz. Mężczyzna pomachał głowa z niezadowolenia, i wbił we mnie swoje oczy. 
- Na ziemi nie nauczyli cię grzeczności, chłopaczku? – spytał się, a widząc moje zmieszanie, rzekł ponownie – Wiesz może, z kim masz teraz do czynienia, mój drogi wyklęty? 
Pokręciłem przecząco głową, a mój rozmówca zaczął nerwowo masować sobie skronie. 
- Przyjrzyj mi się – zażądał – Na pewno mnie nie poznajesz? 
Jeszcze raz pokręciłem głową. Mężczyzna westchnął i złapał się za głowę, udając rozpacz. Wtem do sali weszło osiem osób. Jedna z nich, kobieta wyglądająca mi na jakieś dwadzieścia lat, o bardzo długich czerwonych włosach i szafirowych oczach podeszła do nas, stając obok nieznajomego. Ona też miała skrzydła, jednak jej były zdecydowanie mniejsze, i bardziej szare niż czarne. Uśmiechnęła się do mnie, jednocześnie wskazując dłonią na mężczyznę. 
- To jest Lucyfer, pan piekieł – opuściła rękę i położyła ją sobie na sercu – a ja jestem Alexis, jego żona i mam zaszczyt zaprosić cię do naszego stołu na kolację – wskazała na stół i pociągnęła za sobą męża. 
Na mojej twarzy pojawiły się rumieńce. Odprowadziłem parę wzrokiem, a gdy usiedli na swoich miejscach, podszedłem do stołu. Pech chciał, że jedyne wolne miejsce było przy Roderiga i jednego z bliźniaków. Obydwaj wymienili między sobą ukradkowe spojrzenia, ale żaden z nich się nie odezwał, gdy usiadłem pomiędzy nimi.  Rozejrzałem się po wszystkich zebranych. Na szczycie stołu siedział Lucyfer. Po jego prawej stronie siedziała Alexis, a po lewej jakaś starsza kobieta. Zaraz obok niej siedziała zamyślona Arianna, a miejsce obok niej zajmował lekko rozdrażniony Tristan. Z jego twarzy wyczytałem, że pił i to całkiem sporo. Następnie kolejno obok Alexis siedział jeden z bliźniaków, ja i Roderig, naprzeciwko którego zasiadł drugi z bliźniaków. Miejsce w drugim szczycie stołu było puste. 
- No to skoro już jesteśmy wszyscy- zaczął Lucyfer – chciałbym wam przedstawić naszego nowego brata, Petera Anathemy, syna naszej najdroższej świętej pamięci Admirabilis Diabolus
Wszystkie oczy zwróciły się na mnie przewiercając mnie na wskroś. Moje policzki znowu zrobiły się ponownie całe czerwone, co wywołało niekontrolowane rechoty ze strony demonów. Tylko Ari  i starsza pani siedziały poważne, nie okazując emocji. Lucyfer otarł sobie łzę spod oka, spojrzał na mnie rozbawiony. 
- Zabawny jesteś – jego oczy nagle zmieniły barwę na purpurową, a on sam stał się bardzo poważny – Dorzeczy,  chłopcze. Czy podoba ci się u nas? – spytał się. 
Kiwnąłem głową. Lucyfer bacznie mi się przyglądał. 
- Może ci czegoś brakuje? Piwa, kobiet, narkotyków….a może nauki?-mówiąc to spojrzał w stronę bliźniaków, którzy wymienili między sobą parę szybkich słów. Po chwili znów wbijał we mnie wzrok. 
-  Nie pale, nie pije, nie ćpam i nie robię tego… - zaciąłem się nie wiedząc jak zastąpić to słowo.
Spojrzałem kontem oka na Tristana, który bacznie mi się przyglądał.

- Oj nie przesadzaj chłopcze – rzekła rozbawiona Alexis – Jesteś wśród swoich, więc nazywaj rzeczy po imieniu. 
Zmieszałem się trochę i opuściłem głowę nisko… 
- Ja nie kocham się z kobietami…
- Na litość boską! – wrzasną Lucyfer, a jego głos rozniósł się doniośle po całej sali  - Czy tak trudno jest powiedzieć, że jest się prawiczkiem? 
Roderig, oraz dwaj bliźniacy wybuchnęli gardłowym śmiechem, zwijając się w kłębki na swoich krzesłach. Arianna posłała im karcące spojrzenia,  i po raz pierwszy od naszego spotkania odezwała się. 
- Musimy rozmawiać o takich sprawach przy jedzeniu – spytała znudzona, bawiąc się ostrym jak brzytwa nożem – To obrzydliwe i nie etyczne. 
Lucyfer spojrzał na nią i wybuchnął głośnym śmiechem, przypominającym ryczenie osła. 
- I ty mi tu mówisz co jest etyczne, a co nie jest? Ty? Siostra, cos ci się chyba w tej ślicznej główce poprzewracało – spojrzał kontem oka na Roderiga i puścił do niego oko – Albo jesteś zbyt zmęczona aby myśleć po swoich nocnych igraszkach.
Arianna spiorunowała go spojrzeniem, a nóż trzymany w jej ręku zapłoną nagle błękitnym płomieniem. Lucyfer uśmiechną się, a widelec obok niego zaczął lewitować i zapłoną na zielono. 
- No i co teraz zrobisz, Ari? Masz zamiar we mnie ciskać nożami – przekręcił głowę na bok i wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem.  Arianna jeszcze chwilę mierzyła go wzrokiem, ale po chwili ustąpiła. Lucyfer uśmiechnął się, a jego oczy stały się zielone, jak płomienie na jego sztućcach. Chwilę potem posłał w jej kierunku płonący widelec. Dziewczyna uchyliła się, łapiąc broń w locie i przekierowywując ją swoją mocą na ścianę. Z jej dłoni popłynęła czerwona krew. Ari zaklęła pod nosem i zgasiła czarami widelec, kładąc go na talerzu. Chwilę później, w jej stronę poleciała masa ognistych kul. Arianna zeskoczyła z krzesła i zrobiła unik, i jeszcze jeden, jeszcze jeden.... W końcu Lucyfer przestał się bawić i opadł na swoje krzesło, ocierając krople potu z twarzy.  
- Dosyć- krzyknęła starsza kobieta ze swojego krzesła. 
Lucyfer od razu przestał się śmiać, a Arianna stanęła na równe nogi. W jej oczach tańczyły płomienie nienawiści i smutku. Starsza pani  wstała i dotknęła ramienia dziewczyny, szepcząc jej parę słów na ucho. Dziewczyna pokiwała głową i wyszła z sali, zostawiając za sobą krwiste ślady. Lucyfer chwilę odprowadzał ją wzrokiem, po czym zwrócił się do zebranych 
- No, to teraz po tej chwili rozrywki, możemy zacząć jeść - po chwili szybko dodał, do stojącego bok niego lokaja - posprzątaj ten syf z mojego dywanu. 
I właśnie w tych okolicznościach po raz pierwszy zjadłem obiad w samym środku piekła.

…………..
Rozdział w prawdzie jest, ale nie jestem z niego za bardzo dumna. Mam nadzieję, że wam się spodoba, bardziej niż mi...

8 komentarzy:

  1. Haha! Pierwszy. Widzę ze bez mojej pomocy, radzisz sobie świetnie :) A ja myślałem że ona odda się Peterowi w ty jego pokoju.....i te ogniste widelce, bomba :)
    Twój superaśnie superaśny will

    OdpowiedzUsuń
  2. Nooo...fajnie :D akcja zaczyna się rozkręcać, i zgadzam się z szanownym Wilem,widelce wymiatają !!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie :) Jak zwykle

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej, nie bądź taka skromniutka kochana. Rozdział wcale nie jest zły, jest świetny! I naprawdę zgodzę cię z moimi przedmówcami co do latających sztućców.
    Pozdro

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy ty dostajesz wenę! Ja tez tak chcę! Fajny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zwykle.....masz zbyt niskie mniemanie i sobie. Rozdział jest spoko, ale jak sama zauważyłaś, stać cię na więcej.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mi się podoba, i z niecierpiliwością czekam na następny rozdział.
    Karol

    OdpowiedzUsuń
  8. Wie, kobieto szalejesz! Pobudzilaś moją wybraznie za co masz u mnie 10\10 pt

    OdpowiedzUsuń