Rozdział 5 Zagubieni w rytmie życia....

,,Można milczeć i milczeniem kogoś zranić… Można unieść rękę i zranić kogoś mocniej..”
Anonim
 

Wyszłam z sali cała roztrzęsiona i wściekła. Ręka bolała mnie potwornie i  do tego krwawiła bardzo obficie. Czułam jak opuszczają mnie siły i jak bardzo zaczyna mi się chcieć spać. Zaklęła głośno, nie zważając na przechodzące obok mnie demony.  Szybko przywołałam swoją i zmieniłam strój na bardziej odpowiedni ( zwykłe, brązowe spodnie z wielkim kieszeniami, oraz biała bluzka, do tego wysokie, żółte trampki) i przywołałam swoją czarną pelerynę. W takim stroju udałam się w głąb dzielnicy szlacheckiej*.  Powoli przemierzałam kręte uliczki starając się nie zwracać na siebie zbytnio uwagi, co mi nie wychodziło, ponieważ w oczy rzucała się moja zakrwawiona ręka. Nie zważając na plotkujących wokół mnie ludzi, weszłam do dużego, srebrno złotego budynku. Dopiero tam odrzuciła kaptur z głowy i ostatkiem pozostałych mi sił powiedziałam do stojącej obok mnie elfki
- Zaklęcie ognia – wskazałam na swoją poranioną dłoń – z dodatkiem ostrych narzędzi.
Dziewczyna pokiwała głową, pokazując mi pokój na końcu korytarza. Chwilę później siedziałam na skurzanej, ciemno-szarej kanapie, a wokół mnie kręciła się chmara wesołych uzdrowicieli, na czele z Etanem**, rosłym pół elfem, pół demonem, i co najważniejsze, moim ukochanym wujem. Mężczyzna co chwila wydawał polecenia, a elfy tyko kiwały głowami, przynosząc różne, czasami bardzo dziwne składniki. Po długich i męczących dla mnie dwudziestu minutach, Etan nałożył mi na dłoń czarną papkę, przypominającą odchody trolla. Mimowolnie skrzywiłam się z obrzydzenia, na co Etan odpowiedział mi uśmiechem. Usiadł obok mnie i poklepał mnie entuzjastycznie po ramieniu, dodając mi tym samym otuchy.
- Za parę minut po ranie pozostanie tylko delikatna blizna – uśmiechnął się jeszcze szerzej i  spojrzał na mnie badawczo – ale teraz moja droga opowiedz mi, co tym razem zrobił Lucyfer.
Przewróciłam oczami i opowiedziałam mu całą historię, zaczynając od zakazanego pocałunku z Peterem, a kończąc na walce z moim bratem. Etan tylko kiwał ze zrozumieniem głową, wypalając swoją fajkę. Od czasu do czasu drapał się po głowie i zadawał różne pytania, na które często nie dostawał odpowiedzi. Kiedy skończyłam, spojrzał na mnie i pokręcił głową z niedowierzania.
- Musisz bardziej uważać na tego despotę, bo on w końcu cię zabije.
- Wiem o tym, wuju – przytaknęłam mu, chowając twarz w dłoniach -  Tyle że ja……nie mam już siły. Odkąd zabił mojego, a raczej naszego ojca, pozwala sobie na różne, bardzo złe rzeczy. Pali na stosie swoich pobratyńców, porywa bezbronne kobiety z ziemi do piekła, a nawet zabił anioła…Nie zdziwię się, jeżeli niedługo będziemy mieli zastępy niebieskie na karku, jeśli nie gorzej.
- Twój brat ma mocno popapraną wyobraźnię - stwierdził drapiąc się za swoim spiczastym uchem - Żeby przy gościach poniżać swoją siostrę....to już szczyt wszystkiego! Przyznaję, robił głupie i haniebne rzeczy, na przykład sprowadzenie tu tego wyklętego, ale żeby ranić rodzinę?
Spojrzał mi prosto w oczy, starając się uspokoić, by nie dać upustu swoim emocjom. Po raz pierwszy od bardzo długiego czasu, widziałam go w takim stanie. Mówiąc, że Etan jest zdenerwowany, to jak pomylić cukier z solą. Z niego wręcz wylewały się negatywne myśli i odczucia. Tak jakby nagle, przede mną stała zupełnie inna osoba, rządna mordu i chęci zemsty.
Dotknęłam dłonią jego drewniany kikut i natychmiast uleciała z niego wszelka złość. Nawet zdołał się do mnie uśmiechnąć, pokazując mi swoje żółte, ostre zęby. Znowu wziął fajkę do ust i wypuścił z ust dwa, jasnoniebieskie kółeczka. Westchnął, po czym spojrzał mi głęboko w oczy. Widziałam w nich spokój oraz coś, czego nie potrafię ubrać w słowa.
-  Ale nie to mnie najbardziej dziwi i jednocześnie zastanawia moje słońce i gwiazdy.
Przechyliłam głowę w jego stronę i zmarszczyła brwi.

- A co może ci bardziej zaprzątać myśli, niż zachowanie Lucyfera? – spytałam się zdziwiona.
Etan podrapał się po głowie, jednocześnie podnosząc fajkę do ust.
- Ten chłopak – powiedział wypuszczając z ust kłęby zielonego dymu, przypominające swoim kształtem wielki statek.
Spuściłam wzrok. „ On ma rację” pomyślałam. Teraz większym problemem, niż występki mojego despotycznego brata, był Peter, a raczej jego obecność w piekle.
- Doskonale wiesz, że archanioł Michał nie znosi porażki. Wiesz też, że anioły nie przekroczą granic piekła, bo boją ubrudzić sobie ubrania. Wiec, jak myślisz, co zrobią aby dostać tego wyklętego?
Do głowy zaczęły mi napływać różne czarne scenariusze, zaczynając od wysyłania zabójców, po doszczętne zniszczenie piekła.  Etan, widząc moją przerażona minę, pokręcił głową.
- Moja droga, odpowiedź jest bardzo prosta. Albo postarają się go wywabić, albo….
- Wyślą za nim Siódemkę- dokończyłam za niego.
Siódemka, był to elitarny oddział aniołów stworzony na wszelki wypadek, i tylko do spraw związanych z demonami. Nie mieli skrupułów, i byli bezlitośni.  Siali strach i spustoszenie, tam wszędzie, dokąd kazał im się udać Archanioł Michał. Zamiast twarzy mieli stalowe maski, a ich czarne szaty, były całe w strzępach, jak u starej Śmierci. Byli przeciwieństwem piekielnych łowców, z tą różnicą, że nie przyjmowali do siebie na służbę kobiet. Ostatni raz widziano ich podczas drugiej wojny światowej, gdzieś w okolicach Londynu. Od tego czasu, nie pojawili się ani razu, co bardzo mi odpowiadało. Mój wuj pokiwał głową i znowu się zaciągnął, wypuszczając z ust dwa, czerwone kółeczka.
- Dokładnie tak moja droga.
Nagle ktoś zapukał w drzwi, i do pokoju wpadł zdyszany Tristan. Rozejrzał się po pokoju, a gdy mnie dostrzegł, odetchnął z ulgą i padł przede mnę na kolana. Przestraszona podbiegłam niego, a on natychmiast zarzucił mi ręce na szyję i ledwo łapiąc oddech, rzekł:
- Jeżeli jeszcze raz zwiejesz z zamku- zrobił krótką przerwę łapiąc łapczywie oddech – nie zważając na powiązania miedzy nami oraz na twoje powiązanie z panem piekieł, wypatroszę cię jak świnię i oddam kucharzowi.
Za moimi plecami Etan wybuchnął głośnym, gardłowym śmiechem. Oboje z Tristanem spojrzeliśmy na niego z wielkim zdziwieniem i tak że zaczęliśmy się głośno śmiać, pokładając się na drewnianej podłodze. Chwilę później, cała nasza trójka siedziała sobie spokojnie, przy wielkim, dębowym stole, popijając gorące kakao. Tristan opowiedział nam sytuacje, zaistniałą na zamku.
- Lucyfer wpadł w szał, jak się dowiedział, że wyszłaś z zamku. O mały włos nie rozwaliłby całej jadalni w pył. Gdyby nie twoja matka, nie wiem jakby się to skończyło…Nawet Alexis oberwała, oczywiście nie tak mocno jak pozostali – to mówiąc pokazał mi swoją zabandażowane ramię i swoje siniaki na obydwu nogach – Postawił całą straż na baczność i rozesłał nas po całym mieście. Dzięki bogu, wiedziałem o tym miejscu…
Etan spojrzał na niego spode łba i burknął udając obrażonego.
- To miejsce jest otwarte dla wszystkich, nie tylko dla kapryśnej szlachty – nachylił się nad Tristanem i szepnął mu do ucha – Swoją drogą, wspomnij czasem swoim kumplom, że ktoś taki jak Etan Marskilin jeszcze nie przeszedł na emeryturę i nadal pracuje w tym przybytku.
Tristan wyszczerzył się do niego. Pokiwał głową i pociągając kolejny łyk ciepłego napoju, chlapiąc jednocześnie na swoje spodnie. Uśmiechnęłam się lekko z rozbawienia, co nie uszło uwadze mojego wuja.
- Późno już dzieciaki – rzekł – jeśli nie chcecie kłopotów, to zmykajcie do zamku.
Obydwoje z Tristanem pokiwaliśmy głowami zgodnie. Dokończyliśmy pić i wyszliśmy z pokoju. Szybko założyliśmy swoje szaty i zostawiliśmy Etana samego ze swoimi myślami.
…………………
- Zawsze lubiłem tego gościa – rzekł Tristan – Nie dość, że jest świetnym medykiem, to jeszcze robi przepyszne kakao.
Przechodziliśmy właśnie, przez most prowadzący do dzielnicy slumsów. Oboje z Tristanem potrzebowaliśmy nowej broni, a niestety warsztaty na przedzamczu były już pozamykane. Jedynym naszym wybawieniem, było przejście przez Styks i udanie się do Hefajstosa, upadłego greckiego boga kowali, i tam poszukać potrzebnych nam przedmiotów. Więc nie zważając  na niebezpieczeństwo ruszyliśmy żwawym krokiem przez brudne ulice, pełne bezdomnych i zaniedbanych istot. Większość z nich, była już na wpół żywa, a przy życiu trzymały je tylko resztki spleśniałego jedzenia, wyrzucanego z różnych tawern. Inni, którzy mieli więcej szczęścia, pozatrudniali się u nieco bogatszych jako bezpłatna służba. Byli też tacy, którzy znużeni swoim dotychczasowym życiem udali się do burdelu madame Sofii, i w zamian za schronienie i jedzenie, sprzedawali się gdzie popadnie.
Skręciliśmy w małą i strasznie ciasną uliczkę, a naszym oczom ukazał się wielki warsztat o nazwie ,, U kowala”.
- Bardzo chwytliwe – mruknęłam spoglądając na Tristana.
On też nie był za bardzo zadowolony z wizyty tutaj i nie trzeba było być wyrocznią, aby to dostrzec. Jego zmarszczony nos i ściągnięte brwi oraz przymrużone oczy, mówiły same za siebie. Delikatnie trzepnęłam go w ramie, a gdy na mnie popatrzył wskazałam mu głową budynek.
- Idziemy?
Chłopak westchnął. Pokiwał głową, pokazując mi sztylet schowany w rękawie. Uśmiechnęłam się do niego i zaciągając na twarz kaptur weszłam do kuźni.
Kiedy otworzyłam drzwi, w twarz uderzyła mnie fala gorąca i smród siarki. Przyłożyłam dłoń do ust, aby nie zwymiotować i ruszyłam przed siebie, do dużego pomieszczenia z wielkim piecem. Obok niego stał niski mężczyzna, z koślawymi nogami i długą pokręcona brodą, która sięgała mu do pasa. Miał na sobie brudne i mocno zniszczone ubranie, a w dłoni trzymał długi, metalowy prę, którym zagarniał w piecu żar. Kiedy usłyszał nasze kroki, przerwał swoją pracę i odwrócił się do nas, ukazując nam swoje krwisto czerwone oczy, osadzone na pulchnej twarzy, wymazanej sadzą.
- Czego chcecie? – spytał się nas wycierając swoje ręce mokrą szmatką i jednocześnie przyglądając się nam badawczo swoimi rozbieganymi oczyma  - nie umiecie czytać kretyni? Zamknięte!
Usłyszałam za sobą cichy syk, dobywający się z ust Tristana  oraz bardzo dobrze mi znany szelest wyciągającego się, z jego rękawa długiego ostrza. Podniosłam rękę, zatrzymując go w pół ruchu. Chłopak niechętnie schował broń i podszedł do mnie bliżej. Zerknęłam na Hefajstosa i uśmiechnęłam się lekko.
- Nie dla nas, wygnańcu - po tych słowach zdjęłam z głowy kaptur i wbiłam wzrok w kowala.
Ten natomiast cofnął się o parę kroków, patrząc na mnie z lekkim zdezorientowaniem. Z jego twarzy ewidentnie wynikało, że jestem ostatnią osobą, której by się spodziewał, w swoim zakładzie. Jego ręka ukradkiem powędrowała w stronę długiego, stalowo-miedzianego pręta.
- Nie radzę - warknął Tristan i dwoma szybkimi krokami przemierzył dzielącą ich odległość, stając między nim, a jego bronią.
Bóg zaklął pod nosem i zwrócił się do mnie.
- Ja już z tym skończyłem. Nie produkuję broni dla demonów, nie działam na dwa fronty. Proszę... - spojrzał na mnie błagalnie - dajcie mi spokój.
Wymieniliśmy z Tristanem porozumiewawcze spojrzenia.
Kłamie....
Dla kłamców nie mamy litości....

Chłopak kiwną głową i już po chwili, głowa Hefajstosa wisiała nad rozżarzonymi węglami. Podeszłam bliżej i oparłam się o stojący obok pieca, wysoki taboret. Podniosłam rękę w stronę ognia  i szepnęłam:
- Urantur - spod moich palców wydostały się dwie malutkie iskierki i powolutku powędrowały w stronę kowala.
W tej samej chwili, cały piec zapłoną, pochłaniając tym samym twarz, przerażonego Hefajstosa. Jednocześnie, ciszę panującą w kuźni, przerwały jego straszne wrzaski bólu. Do tego towarzyszy mu cichutkie odgłosy skwierczenia palącej się skóry.
On nie wytrzyma długo.
Wiem to Tristanie.
Więc przestań...
Nie 

- Dość!!Dość!!! - krzyczał  - Ja dam wam wszystkim, wszystko czego chcecie.....ale przestańcie!!!!!
Przechyliłam głowę lekko na bok i utkwiłam swój pusty wzrok w cierpiącym kowalu.
- Na pewno, mój drogi?
- TAAAAAAAAK  - jęknął żałośnie bóg.
Już, wystarczy...
- Jesteś pewien..
-.....AAAAKKK ....
DOŚĆ!
Wetchnęłam głęboko i machnęłam lekceważąco ręką, a cały ogień zniknął natychmiast, pozostawiając twarz boga w opłakanym stanie . Tristan puścił go  i odsuną się na bezpieczną odległość. Twarz miał bez wyrazu, a jego prawie że czarne oczy, były utkwione w ścianę naprzeciw niego.
Uklękłam na podłodze i przybliżyłam się do Hefajstosa na odległość łokcia. Ten zaś machinalnie się ode mnie odsunął, jęcząc przy tym z bólu. Spojrzał mi prosto w oczy i wskazał na wielkie, czarne pudełko, leżące na stole. Moje oczy powędrowały za jego dłonią, napotykając Tristana. Machnęłam na niego dłonią, a ten  wziął pudełko w obydwie dłonie i otworzył je delikatnie. W środku znajdowały się naboje, wypełnione jakimś srebrnym płynem oraz długa, ozdobnie złocona saksa z wielkim rubinem, przy rękojeści. Usta chłopaka drgnęły lekko z zachwytu, a oczy momentalnie zmieniły barwę na odcień oszlifowanego szmaragdu. Zamknął pudełko i skinął na mnie głową.
Wstałam powoli i ostatni raz zaszczyciłam Hefajstosa spojrzeniem, rzucając mu pod nogi mieszek pełen złotych monet.
- Zapłata za broń i za....milczenie - po tych słowach, z wielkim hukiem wyszłam z kuźni.
Natychmiast uderzyła mnie wielka fala chłodu, zmuszając mnie do ponownego zakrycia twarzy. Mimowolnie za trzęsłam się, a moje ciało przeszedł bardzo nie miły dreszcz. Za mną podążył Tristan z kamienną twarzą i pogrążony w swoich myślach . Szliśmy tak w milczeniu przez bardzo długi czas ,jednak  kiedy przebyliśmy most, łączący dzielnice, chłopak chwycił mnie mocno za rękę i obrócił w swoją stronę.
-To nie było konieczne – warknął.
Zmrużyłam oczy i mimowolnie zagryzłam wargę, wyrywając się z jego uścisku. Wbiłam wzrok w jego szmaragdowe oczy.
- Konieczne nie było pójście tam – rzekłam zniżonym głosem – Jeśli chcesz być szanowany, najpierw sam zasłuż na szacunek…..i nigdy nie pokazuj swojej słabości. Honor nakazuje utrzymywać swoją pozycję wśród ludu– te słowa podkreśliłam mocno, dając mu do zrozumienia, że nie mamy o czym gadać.
Tristan jednak pomachał głową zawiedziony i z wielkim żalem spojrzał na mnie ponownie, a jego oczy stały się bardzo jasno niebieskie.
- „Honor i zysk w jednym łożu nie sypiają” Arianno…..sama mi tak mówiłaś – westchnął i zamknął powieki - Kiedy w grę wchodzi honor, nierzadko dochodzi do łamania kości…tego też nie pamiętasz?
Poczułam wielką palę negatywnych emocji, chcących się wydobyć jako stek przekleństw i kazań o honorze, jednak z moich ust wydobyło się tylko:
- Honor jest mi obcy. Obcy mi jest bo jestem demonem….to twoje słowa, jeśli dobrze pamiętam – mówiąc to odwróciła się z gracją na pięcie i pobiegłam w stronę zamku, zostawiając oniemiałego Tristana.

…………………….



Sala treningowa, a raczej jadalnia przerobiona na taką sale, wydawała mi się o wiele mniejsza niż poprzedniego dnia. Drogocenne przedmioty zostały zastąpione wszelkiego rodzaju bronią, a zamiast stołu, na samym środku stało coś na kształt ringu bokserskiego, z tą różnicą, że ring jest ogrodzony przez gumę, a tutaj nie było nic. Ściany, sufit oraz podłoga zostały nakryte jakimś dziwnym materiałem, przypominającym delikatną, ciemną serwetę, chroniąca przed zabrudzeniami.
Rozejrzałem się wokoło zdumiony. Po głowie wciąż chodziły mi słowa Lucyfera ,,To twoja nowa szkoła, nie zawiedź moich oczekiwań, chłopcze…”. Westchnąłem  głośno i z wielkim hukiem usiadłem na podłodze. Od czego by tu zacząć? Mam zdecydowanie za duży wybór….Zamknąłem oczy i wtuliłam twarz w kolana, intensywnie myśląc.
Sztylet
Natychmiast otworzyłem oczy i rozejrzałem się wokoło. Moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa i zaprowadziły mnie do stolika ze sztyletami. Spojrzałem na różne rodzaje broni. Małe, duże, lekkie, ciężki, zdobione, puste, czarne, czerwone, białe, z drogocennymi kamieniami, i bez nich…..leżałam tam cała masa sztyletów, które na pozór różniły się tylko wyglądem i rozmiarami. ,,Jejku…znowu nie wiem co wybrać” pomyślałem.
Szmaragdowa żmija
Znowu ten głos w mojej głowie. Moje dłoni natychmiast powędrowały ku średniej wielkości sztyletowi, z rękojeścią przypominającą węża. Najbardziej jednak zafascynował mnie wielki szmaragd, wbudowany w sam środek tego ostrza. Wziąłem go w dłonie i z wielkim zaskoczeniem stwierdziłem, że jest niebywale lekki. Przesunąłem dwoma palcami po jego ostrzu.
Idealny
Kim jesteś?
A jak myślisz?
Nie odpowiedziałeś mi.
Bo nie muszę.
Dlaczego jesteś w mojej głowie?
Przez ciebie.
Przeze mnie?
Tak, uwięziłeś mnie tu.
Jak to? Kiedy? Jak?
Przychodząc do piekła, zamknąłeś mnie w sobie na zawsze.
Ale ja cię słyszę.
Zawsze mnie słyszałeś, i zawsze słyszeć będziesz.
Dlaczego?
Bo tak zostałem stworzony, bo taka jest moja natura.
Czym jesteś?
Twoim głosem, głosem twojego anioła, szeptem drugiego ciebie, cieniem twojego demona, pozostałością po twoim ojcu, odkupieniem za twoje winy, jedyną przepustka do nieba i jedynym powodem, dla którego jeszcze anioły cię nie zabiły. Jestem tobą Peterze Anathemy, jestem twoją deską ratunkową.
Nie rozumiem.
Wkrótce zrozumiesz.
Ale ja…
Ciii, ktoś idzie…

Odwróciłem się i ujrzałem stojącego przy wejściu Tristana. Włosy miał w lekkim nieładzie, a jego podkrążone oczy, zdradzały mi, że ostatnio kiepsko sypiał. Ubrany był bardzo nietypowo, jak na niego. Zamiast kolorowych i dopasowanych do niego ubrań, miał na sobie czarne rurki  i lekką koszulę, w tym samym kolorze. W dłoni trzymał swoją kosę śmierci. Spoglądał w moją stronę zaciekawiony. Za jego plecami, niedbale oparty o ścianę stał Roderig, z tym swoim sarkastycznym uśmieszkiem. On także wpatrywał się we mnie swoimi granatowymi oczyma, z nieudawanym zaintrygowaniem.
- Mało kto jest taki odważny i jako swoją broń wybiera sztylety – powiedział Tristan podchodząc do mnie i spoglądając na szmaragdową żmiję – Dobry wybór – spojrzał mi w oczy – Mogę? – wskazał na moją broń.
Z wielką niechęcią podałem mu ją. On natomiast chwycił ją za rękojeść  i zaczął ją sprawdzać. Najpierw zrobił nią kilka ciętych ruchów, parę podrzutów, a na końcu cisnął ją w najbliższą ścianę. Klinka wbiła się w nią mocno i bez żadnych przeszkód. Chłopak uśmiechnął się pod nosem . Wyjął sztylet  i podał mi.
- Szmaragdowa żmija, jest jednym z najlepszych sztyletów, wykutych przez elfów. Przyda ci się .
Roderig prychną z pogardą .
- On potrzebuje jakiejś prawdziwej broni, a nie wykałaczki do podłubania sobie w zębach..
- Zważaj na słowa Famulusie. Nisi magistri gerent serpentes***. Ty do nich nie należysz.
Chłopak skrzywił się a na jego twarzy pojawił się chwilowy gniew. Podniósł rękę, a spod jego palców wyskoczyły zielone płomienie. Spojrzał na Tristana i uśmiechnął się lekko, ukazując ostre zęby.
- Tak sądzisz? No to może się o tym przekonamy?
Tristan odruchowo dotknął ukrytego pod koszulą sztyletu, ale nie dał się sprowokować.
- Kiedy indziej – rzekł poważnie i wskazał w moją stronę – Mamy teraz coś do roboty- Odwrócił się do mnie – Pewnie nikt ci nie powiedział co tutaj będziesz robił?
Pokręciłem przecząco głową. Tristan posłał mi swój najdziwniejszy uśmiech, który niektórzy często brali za grymas złości.
- Od dzisiaj, tutaj będziemy cię szkolić na piekielnego łowcę –okalającym  ruchem dłoni pokazał mi całą salę – Tutaj – wskazał na miejsce z dwoma wielkimi tarczami, zawieszonymi co najmniej półtora metra nad ziemią – odbędą się twoje pierwsze zajęcia, prowadzone przeze mnie –chłopak  zrobił krótką pałzę, aby nabrać powietrza- Rzucania do celu.
Spojrzałem na niego jak jakiś przygłup.
Nie załamuj się. Pokieruję tobą.
Nie ufam ci jeszcze.
Jak nie ufasz mi to nie ufasz sobie, jak nie ufasz sobie to nic ci się nie uda. Zdaj się na mnie, a zetrzesz ten parszywy uśmieszek z twarzy Roderiga.
Jesteś pewien?
Ja zawsze wygrywam.

-No to zaczynajmy! – krzyknąłem entuzjastycznie, jednocześnie rzucając moją żmiją w sam środek pierwszej tarczy.
Tristan klasną z uznaniem.
- Nieźle….
- Przypadek – rzekł Roderig  -Stał za blisko.
Tristan podrapał się po głowie i odwrócił się Famulusa, ukrywając uśmiech tryumfu.
- Skoro tak mówisz…… Pet! – wskazał mi miejsce jakieś cztery metry dalej – Teraz rzucaj  stamtąd. I nie waż się spudłować – i szepnął mi do ucha – Obstawiałem na ciebie.
Uśmiechnąłem się do niego i podszedłem na wskazane mi miejsce.
I jak, masz do mnie zaufanie?
Jeśli teraz nie spudłujesz, to masz to jak w banku.
Jeśli my nie spudłujemy. Pamiętaj, jestem tobą. Zawsze będę..
Spoko.

I po raz kolejny trafiłem w sam środek tarczy. I jeszcze raz, jeszcze raz, i jeszcze jeden…. I tak jeszcze parę razy, nawet wtedy, gdy tarcza poruszała się ponad pięć metrów nade mną,  trafiałem w nią bez trudu. W końcu nawet Roderig musiał z nieukrywaną niechęcią przyznać mi, że jestem dobry. A jak to delikatnie ujął Tristan, więcej niż dobry.  Po kilku bitych godzinach, upadłem ciężko na podłogę i zamknąłem oczy, rozkoszując się chwilą odpoczynku. Chwilę potem, obok mnie usiadł Tristan, lekko szturchając mnie w ramię. Otworzyłem oczy i spojrzałem na jego smutną twarz.
- Nie pytałem się ciebie, po przybyciu tutaj, bo nie miałeś za bardzo czasu… - urwał na chwilę, i zebrawszy do kupy swoje myśli, rzekł – Ale między nami, będzie wszystko okej, stary? – wystawił do mnie zaciśniętą  dłoń.
Popatrzyłem mu w o czy i uśmiechnąłem się, przybijając mu żółwika.
- No jasne! Przecież potrzebuję swojej niańki na tym nieznanym boisku, co nie?
Twarz Tristana rozjaśniła się i chłopak odwzajemnił mój uśmiech, czochrając mi włosy, jak starszy brat.
- Prawda, ty mała ofiara losu!

- Możecie już ogarniać swoje królewskie zadki i brać się do roboty? - wrzasnął rozwścieczony naszymi wyznaniami Roderig.
Obydwoje z Tristanem wybuchliśmy głośnymi śmiechami, zakłócając tym samym spokój wielu mieszkańcom tego zamku.  A w szczególności jednemu, który miał już serdecznie dosyć ziarenka dobra, znajdującego się na samym dnie otchłani zła.

…………..

*Dzielnica szlachecka – dzielnica zamieszkana tylko przez demony i istoty klasy A,B oraz C, czyli demony władające jakąkolwiek magią. Po środku tej dzielnicy znajduję zamek Lucyfera, na około którego jest rozciągnięte podzamcze, o szerokości około dwóch kilometrów w każdą stronę. Na podzamczu mieszkają wszyscy piekielni łowcy(omijając Ariannę), ora większość straży przybocznej Lucyfera.

** Etan – przyrodni brat ojca Lucyfera i Arianny, pół elf, pół demon klasy B. Były weteran wojenny, główny generał wojsk piekielnych, zaraz po Ariannie i Lucyferze. Mieszka w dzielnicy szlacheckiej, pracując jako uzdrowiciel. Jest bardzo miłym człowiekiem o specyficznym wyglądzie. Bardzo charakterystyczna jest jego długa, czarna broda sięgająca mu do ziemi, oraz jego fajka, którą na okrągło popala.

***Tylko mistrzowie władają żmijami

Moi kochani, oto rozdział 5 ! Wiem, że ostatnio trochę odbiegam, od przyjętych przeze mnie wcześniej zasad, ale zmiany są podobno lepsze. Bardzo się cieszę z tylu miłych komentarzy i że mam tylu czytelników! Bardzo, ale to bardzo dziękuję wam, bo to w większości wasza zasługa, że ten blog istnieje i ma już ponad 1000 odwiedzin! Oby tak dalej kochani! Jeżeli ktoś pragnie dowiedzieć się więcej o moich rozdziałach, lub pragnie o coś się mnie zapytać, to proszę pisać na mój adres email:
wiedzma.z.piekla@gmail.com
Pozdrawiam was z całego serca i z całej siły
Radosny Admin

6 komentarzy:

  1. No nareszcie doczekałam się wyjaśnień! Powinnaś tak zrobić w każdym poście kochana, a nie liczyć na domysły czytelników i ich błyskotliwość, bo to w tych czasach żadkość...Ale wracając do rozdziału...Widzę że zebrałaś sie do kupy, bo ten rozdział jest dobry. Podobają mi się szczególnie te sedystyczne zapędy Arianny, bo w końcu widac że jest demonem...co do reszty, zafascynował mnie ten głos w głowie Petera. Jestem ciekawa co do twoich planów co do niego...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym zaznaczyć, że nie zauważyłam potrzeby wyjaśniania niektórych pojęćw moich poprzednich rozdziałach. Chodzi o to,żeby brzmiało tajemniczo i w obcym języku nam nie znanym. Moge tylko podpowiedzieć, że to łacina...
      A tutaj powyjaśniałam pojęcia, ze względu na to, że będą sie pojawiały częściej w moim opowiadaniu i są warte tłumaczenia.

      Usuń
    2. Ej, spokojnie! Nie musimy tu po sobie jeżdzić kochna. Chodzi mi o to,że te przypisy by się przydały i tyle. Nie trzeba sie juz gorączkować...

      Usuń
  2. Czekać u ciebie na rozdziały nie trzeba długo, i bardzo mnie to cieszy :) Ten rozdział uważam za jeden z twoich lepszych :) Historia zaczyna się rozkręcać co mnie bardzo raduje. Urzekłaś mnie swoim opowiadaniem i podbilaś nim moje serce..
    Pozdrawiam najmocniej
    Nieznany ci Draco...

    OdpowiedzUsuń
  3. Eeeee, co tam gadać...czekam na cią dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. CO to za głos w głowie Petera? Kim są ci mitrzowie od tego wężowego sztyletu? Rany....mam do ciebie tyle pytań, ale zapomniałam hasła do swojego maila..No nic.
    Pozdrawiam i całuję mocno
    Sasa

    OdpowiedzUsuń