Rozdział 18 cz.2 Nowy początek

 
Blask. Światło. Jasność.
Tylko te trzy słowa osiadły na języku Lucyfera, gdy ten w skupieniu przyglądał się postaci kroczącej ku niemu z niebywałą jak na swój wiek gracją. Nie był taki jak przedstawiano go na przeróżnych malowidłach czy freskach. Zamiast siwej brody do ziemi, kruchej postury starca stał przed nim krzepki mężczyzna nieco wyższy od niego o nieskazitelnej urodzie oraz jasnych włosach, które okalała niewidzialna łuna, wyczuwalna tylko przez tych, którzy mieli kiedyś z nim kiedyś bliższą styczność. Odziany w białe szaty idealnie podkreślające jego smukła sylwetkę nie przywodził na myśl Tego który stworzył wszystko to co nas otacza. Tylko bijąca od niego aura dobroci oraz władzy utwierdzała w przekonaniu, że tym o to Jegomość jest tym, o którym mówi się Stworzyciel.
Lucyfer schylił głowę nie mogąc wytrzymać tego przesyconego dobrocią wzroku. Jego dłonie drżały, tylko sam nie wiedział z jakiego powodu. Czy był to efekt wielogodzinnej walki, która sprawiła iż najchętniej odłożyłby miecz i położył się gdzieś w cieniu filaru, by móc choć na chwilę rozluźnić obolałe mięśnie, czy kwestia tego że dawno nie czuł tylu motyli w brzuchu związanych z obecnością tej postaci.
Tak, pomimo tego że Szatan został wygnany z nieba na widok Boga obudziły się w nim stare uczucia. Nadal patrząc w jego oczy…nie patrząc na niego całego, każdy skrawek jego ciała czuł respekt do tego człowieka, chociaż „respekt” to nie jest odpowiednie słowo. Szacunek, był lepszym jednak także nieodpowiednim dla tej Osobistości. Było to coś innego, coś mocniejszego czego żaden poeta nie umiałby ubrać w słowa, nawet gdyby siedział nad swoim dziełem całe życie.
Kątem oka zerknął na Michała. Archanioł w przeciwieństwie do niego nie stał, lecz klęczał na jednym kolanie z mieczem opartym czubkiem o ziemię, jakby stanowił dla niego pewnego rodzaju podporę. Włosy poprzylepiały się mu do twarzy, przez co niemożliwym było zobaczenie jego miny. Jedno było pewne- nie spodziewał się tu Go. Nie przewidział, że jego poczynania sprowadzą na niego Jego majestat. Przeliczył się.
Jego wzrok znów powędrował ku sylwetce Najwyższego, jednak nawet nie śmiał unieść wzroku na jego twarz. Bał się. Po tylu latach znów miał go na wyciągnięcie ręki, jednak strach jaki ogarnął jego ciało nie pozwalał mu na żadne słowo, żaden ruch poza mrugnięciem i łapaniem powietrza. 
On milczał. Wpatrywał się w swe dzieci co chwila przerzucając oczami to z jednego na drugiego. To było gorsze niż rzucanie sztyletami. Gdyby powiedział choć słowo, nawet najkrótsze, albo wydawał ciche westchnienie, wtedy by wiedział, że On nadal coś do niego czuje. Że nadal go kocha jak swoje dziecko. Jednak on nadal nic nie mówił a ta cisza raniła Lucyfera mocniej niż ognisty miecz Michała zatopiony w jego skórę.
- Panie, ja- zaczął chcąc jak najszybciej ukrócić swe katusze, jednak ręka wystrzelona  w jego kierunku od razu zamknęła mu usta, zaszywając je niewidzialną nicią.
Uniósł na niego swe oczy, zapełnione łzami żalu i smutku. To była dla niego tortura, i Pan o tym wiedział, dlatego opuścił rękę, rozwiązując mu usta, jednak Szatan milczał znów nie będąc w stanie nic powiedzieć. Był jak zahipnotyzowany.
I nagle Pan złożył ręce jak do paciorka a całą salę wypełnił blask. Lucyfer przysłonił oczy dłonią, jednak to nic nie dało bo światło przeniknęło przez jego dłonie, dostając się wprost do oczu. Jęknął cicho, upadając twarzą na posadzkę. Nie widział nic.
….
 
Serina załkała gorzko pochylając się nad wystygającym ciałem Tristana. Samotna łza spłynęła jej po policzku, spadają bezwładnie na jego opuszczoną powiekę. Na początku łudziła się, że go uratuje. Próbowała wiele razy przywrócić mu krążenie, jednak jej wysiłki poszły na marne, bo coraz chłodniejsze ciało jej brata nadal leżało na jej kolanach, a bijące niegdyś serce stało  w miejscu, za żadne skarby nie chcąc znów zacząć bić.
Odszedł.
Z prochu powstał i w proch się obrócił, przemknęło jej przez myśl. Uniosła oczy ku niebu wydając z siebie dźwięk o nienaturalnej częstotliwości, przez który gryfy szybujące jeszcze po niebie zawyły przeraźliwie, zataczając okręgi nad jej głową. W pewnym sensie czuła się putta. Wiele osób mogło jej zarzucać, że przecież nie lubiła tego demona. Od setek lat byli dla siebie jak kot i pies- niezgodni w każdej kwestii. To nie była prawda. Była dla niej jak brat, którego nigdy nie miała, a teraz go straciła. To bolało.
I nagle usłyszała wybuch, a po chwili niewidzialna siła odrzuciła ją w tył. Syknęła z bólu kiedy jej ciało ponownie miało kontakt z ziemią i już zbierała się do wstania, gdy oślepiło ją światło, jednak nie takie zwyczajne światło bijące od pochodni czy słońca. Był to magiczny blask, który miała okazję widzieć tylko raz w życiu, bardzo dawni temu, gdy lucyfer jeszcze stąpał wraz ze swoimi braćmi po sklepieniu niebieskim, a ona sama była zaledwie szkrabem pałętającym się innym aniołom pod nogami.
Przysłoniła oczy dłonią, jednak na próżno gdyż blask już zdążył się w nią wedrzeć penetrując jej ciało od środka. I nie widziała już nic.
….
 
Arianna uśmiechnęła się sennie otwierając oczy.
- Na reszcie. Udało się Peter. Nareszcie się udało.
I pochłonęło ich światło.
….
 
Peter zamrugał kilkakrotnie oczami, przyzwyczajając się do światła zwykłej jarzeniówki zawieszonej nad nim. Rozejrzał się uważnie. Był w schowku na miotły. Takim zwykłym schowku, który do złudzenia przypominał mu ten z jego szkoły.
Bo to jest ten schowek, durniu.
Było to małe pomieszczenie po sam sufit zapełnione regałami, na których stały wszelkie potrzebne szkole środki czystości. Chociaż niedawno było remontowane, przynajmniej tak wnioskował z koloru ściany oraz ilości nieużywanych przedmiotów, przez luki pomiędzy nimi można było dostrzec niechlujnie nabazgrane inicjały wzięte w serduszka oraz krótkie życzenia. To było głupie, jednak przez lata w jego szkole ukształtowało się coś na kształt legendy o tym miejscu, mówiącej o dwójce zakochanych, która pisała na ścianie życzenia, które po krótkim czasie się spełniły. Idiotyczne.
Wstał powoli, odruchowo ciągnąc rękę do miejsca, które po postawieniu ciała do pionu zaczęło niebezpiecznie mocno pulsować. Syknął kiedy fala bólu zalała jego ciało niczym tsunami podczas mocnego sztormu. Bolało go wszystko: głowa, ręce, nogi- nawet mały palec u stopy, chociaż, on akurat najczęściej był wystawiany na obrzęki przez jego za ciasne buty.
Co się stało? Jak się tu znalazłem?
Nie pamiętał. W jego głowie była jedna wielka czarna plama zasłaniająca wszystko to co było wcześniej. Nie wiedział co jadł na śniadanie, z kim się spotkał wczoraj wieczorem czy co wredna pani Madson od biologii powiedziała o jego wypracowaniu w zeszły piątek, a może to było jeszcze wcześniej. To uczucie pustki w  jego wnętrzu było dość frustrujące, i choć Peter przywykł do tego, że zazwyczaj ciągle chodził lekko z irytowany, to było coś innego, coś co bardziej działał mu na nerwy, doprowadzając go wręcz do szewskiej pasji. Jakby zapomniało czymś ważnym, zdecydowanie ważniejszym niż jakieś głupie śniadanie czy praca domowa.
-Niech to szlag- warknął dźwigając się do góry. Oparł się o jedna z szafek starając się stłumić mocne pulsowanie w czaszce po czym pchnął metalowe drzwi wpuszczając do ciemnego pomieszczenia jasne promienie światła. Zakrył oczy dłonią i wyszedł na szkolny korytarz, oświetlony blaskiem kilkudziesięciu jarzeniówek wiszących pod sufitem.
Korytarz był pusty jak nigdy. Poza nim na tych trzydziesty metrach kwadratowych wąskiego przejścia poza nim stały tylko dwa rzędy szafek od czasu do czasu przerywane drzwiami do klas.  Najwidoczniej bywały takie dni gdy budynek szkoły był pusty, chociaż nie przypominał sobie, aby gdzieś słyszał o jakimś dniu wolnym. Poza tym przecież był poniedziałek, a w poniedziałki zazwyczaj nie było żadnego dnia wolnego…
Zaklął pod nosem i ruszył wzdłuż rzędu szafek w stronę wyjścia z budynku Kiedy zdążył stać się taki agresywny? Zazwyczaj stronił od przekleństw oraz niepohamowanych wybuchów złości, wręcz napominał innych aby przy nim wstrzymywali się od niekolokwialnych stwierdzeń na pograniczu wulgaryzmów a normalnych obraźliwych słów. Być może jego zmiana spowodowana była bólem w jego czaszce, jednak to była jedna z wersji jego dziwnej zmiany. Może porwali go kosmici jak w jednym z komiksów które czytał?
- O, Peter to jesteś! Wszędzie cię szukałem!- doszedł go głos zza jego pleców.
Chłopak odwrócił się o mały włos nie wywijając koziołka w tył. Oparł się o szafki mierząc zdezorientowanym spojrzeniem Tristana, który z niepokojem lustrował go spojrzeniem. Ubrany w tradycyjne dla niego sportowe szorty oraz koszulkę z logiem szkoły był dla niego jedyną rzeczą wyróżniająca się z tego przytłaczającego nudą krajobrazu szkoły. No ale to w końcu był Tristan- wszędzie się wyróżniał, nawet kiedy był ubrany w to co inni.
- Serio, szukałeś mnie?- spytał się Peter unosząc do góry brew- A ja właśnie wyszedłem z kanciapy. Możesz mi powiedzieć co się stało?- warknął, może niepotrzebnie jednak nie mógł się pohamować. Był wściekły, ale w nie wiedział dlaczego. W końcu widok przyjaciela zazwyczaj działał na niego kojąco, a teraz najprościej w świecie miał ochotę mu przywalić.
Tristan przekrzywił lekko głowę, zakładając ręce na piersi. Jego twarz nagle spochmurniałą, przez co wydawał się  przypominać nie anioła który stąpił z nieba, a raczej diabełka, który zaraz miał zatopić w kimś swoje szpony. Tak to już z nim było. Kiedy się uśmiechał był zupełnie inną osobą, niż gdy nad głową miał chmurę burzową.
- Nie tak ostro, stary- westchnął, poprawiając swoje gęste włosy- Znowu chcieli cię wrzucić do szafki, ale im zwiałeś. Mówię ci biegłeś szybciej niż najlepszy sprinter, tak że już po chwili zniknąłeś im z oczu. Ale się nie poddali i ruszyli za tobą. Chciałem ich zatrzymać, ale wiesz jak to jest kiedy masz czwórkę pakerów przeciwko jednemu. Nie miałem szans, więc po prostu pobiegłem za nimi ale ich zgubiłem. Szukałem cię dobre dwie godziny, zresztą nie tylko ciebie, bo chłopaki też zniknęli…Czy ty krwawisz?
- To tylko małe draśnięcie, potknąłem się- mruknął Peter, a jego ręka odruchowo poleciał do rany na głowie- Najwyraźniej mnie dopadli i pobili, po czym wrzucili do schowka. Przepraszam, ale nic nie pamiętam. Musiałem naprawdę nieźle rąbnąć się w głowę- zaśmiał się krótko, jednak szybko przestał, kiedy poczuł ukłucie w okolicach żeber- Chyba mam popękane kości.
- Widzę- mruknął czarnowłosy, po czym uśmiechnął się ciepło- No nic. Choć zabiorę cię do domu- rzekł zarzucając na swoje barki jego rękę- Musisz opowiedzieć, które to z twoich patyczków mają jakieś rysy.
….
Śniła mu się dziewczyna. Jej fioletowe włosy sięgające jej niemal do linii pośladków zakrywały całkowicie smukłą sylwetkę naznaczoną tysiącami małych blizn. Nawet z dużej odległości widział że jest piękna, chociaż nie przypominała mu żadnej ze znanych mu piękności. Jej jasna skóra lśniła w błękitnym blasku księżyca. Przywodziła mu na myśl  nimfę wodną. Jednak gdy się odwróciła to skojarzenie umknęło mu tak szybko, jak się pojawiło, ponieważ nimfy zazwyczaj kojarzyły się z łagodnością i niewinnymi igraszkami. Były uosobieniem czystego dobra. Dziewczyna zaś przed nim stojąca w niczym nie przypominała uległej kobiety. Jej oczy, choć intensywnie zielony zdawały się płonąć żywym ogniem, który wylewał się przez każdy otwór jej ciała. Czuł bijące od niej ciepło, jednak nie było ono w żaden sposób przyjemne a bardziej paliło jego wnętrzności, raniło nadal obolałe ciało. Usta wygięte miała w niewinnym uśmiech, który nie pasował do ciemnej aury przez nią wydzielanej. Pomimo kruchej budowy odnosił wrażeni, że gdyby tylko chciała mogłaby rozgnieść go na miazgę jedynie skinięciem małego palca.
Wyciągnęła ku niemu rękę, i jak za skinięciem magicznej różdżki zmaterializowała się tuż przez nim, a wtedy on wypowiedział imię, które, choć wypowiadał po raz pierwszy w życiu, znał tak doskonale, jak dźwięki kołysanki w dzieciństwie śpiewane mu przez jego matkę.
- Arianna.
Obudził się zalany gorącym potem.
 
 
Jest tu jeszcze ktoś? Tak straciłam motywację do pisania. Dlaczego? Wiecie jak usunie się wam notka, która miała być idealne to każdy traci chęci. Ale jest i nie zapowiadam kolejnej chociaż jest już w mojej głowie. Mam nadzieję, że się nie usunie :)

5 komentarzy:

  1. Hej, hej! Ja jestem! Cieszę się strasznie, że dodałaś nowy rozdział. Już straciłam nadzieję, a tu proszę! Własnym oczom nie mogłam uwierzyć.
    Rozdział świetny - w sumie jak zawsze. Wyłapałam kilka drobnych literówek, ale to nie przeszkadzało mi w czytaniu C;
    Czekam z niecierpliwością na kolejną, bo to wszystko musi się wyjaśnić! Straszne rzeczy się tutaj narobiły! Taka walka, a nagle znów wracamy do szkoły! Czy Peter sobie o tym wszystkim przypomni? O: W sumie to trochę słabo, kiedy zapominasz o takich rzeczach.
    Czekam - znów cierpliwie - na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za literówki przepraszam, wyszłam z wprawy poza tym jestem tylko nędznym człowiek popełniającym błędy. Jak tylko dorwę sie do komputera mam zamiar je poprawić masz moje słowo! Poza tym cieszę sie ze ktos tu jeszcze st w końcu nie bylo mnie chyba z pół roku, myślałam że wszyscy juz stracili nadzieje.
      Powiem tak, wyjaśnić sie chyba jeszcze przez jakiś okres się nie wyjaśni, a przynajmniej tak jest w mojej głowie, a co z niej wyjdzie to dama nie mam pojęcia :)
      Dziękuję, że jeszcze jesteś ze mną i także pozdrawiam.

      Usuń
  2. Super, że dodałaś nowy rozdział, jest świetny. Czekam na kolejny.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Autorko, przestań pisać do szuflady! Zapraszamy do sprawdzenia naszego portalu www.wydacksiazke.pl. Przetestuj system, w którym możesz samodzielnie zaprojektować i opublikować własną książkę.Po więcej informacji na temat self-publishingu zapraszamy na www.blog.wydacksiazke.pl Pozdrawiamy, WydacKsiazke.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    Świetny blog :) zapraszam też do mnie wtajemniczenipoczatekkonca.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń