Rozdział 16 Już czas, bo dziecko się rodzi!

- Ty wiesz gdzie on jest! Nie próbuj mi zaprzeczyć, bo i tak ci nie uwierzę.
Byłem wściekły, nie ja wprost kipiałem ze wściekłości. Miałem ochotę rozszarpać na strzępy siedzącego przede mną starca. Jak on w ogóle śmiał to przede mną zataić. PRZEDE MNĄ?! Po prostu nie mieści mi się to w głowie. Etan mi nie ufał. Jedyna osoba, która uwierzyła we mnie gdy byłem na samym dnie, która pomogła mi się wydostać z rynsztoku i stanąć na nogi, teraz nie miała do mnie zaufania. Nie tyle, że byłem na niego zły. Miałem do niego najzwyczajniej żal, że mi nie powiedział. To bolało, prawie tak mocno, jak dźgnięcie zatrutym sztyletem.
Starzec spojrzał na mnie kątem oka i przewrócił kartkę księgi, która od pewnego czasu zacięcie studiował. Nie wydawał się zbytnio przejęty moim wybuchem. Zdawało się, że nawet mnie nie słuchał. Za bardzo pochłonęła go lektura. Jego luźna postawa, nogi leżące na stole oraz dłonie za głową, sugerowały, ze miał moje zdanie gdzieś. W jego namiocie było duszno,  a zapachy po nim krążące przyprawiały mnie o mdłości. Bałagan w nim panujący raził moje oczy. Wszędzie były porozwalane zapisane kartki, zużyte pióra oraz resztki po jedzeniu. Nie można było zrobić nawet kroczku, aby nie nadepnąć na jakiś śmieć w tym syfie. Namiot Etana wyglądał jak jedno wielkie pole bitwy.
Zacisnąłem mocno wargi, i ze świstem wypuściłem powietrze z płuc. Dopiero teraz zorientowałem się, że  przez cały czas wstrzymywałem oddech. Zamknąłem oczy i z wielkim trudem rozluźniłem każdy napięty mięsień mojego ciała. Krzykiem niczego nie zdziałam. Trzeba obrać inna taktykę, jeżeli chcę się czegoś dowiedzieć. Otworzyłem oczy i spojrzałem na niego smutnym wzrokiem.
- Dlaczego, Etanie?
Półelf westchnął i zdjął z nosa okulary, jednocześnie pocierając palcami swoje zmęczone oczy.  Zakrył dłonią usta i wskazał mi miejsce naprzeciwko siebie. Posłusznie podreptałem do krzesła i usiadłem na nim, nadal mierząc starca wzrokiem.
- Nie chciałem ci mówić, bo byś nam nie pozwolił, Tristanie – rzekł powoli, wpatrując się w czubki swoich butów – Oboje z Peterem tak ustaliliśmy.
- Ta jasne. Lepiej mnie okłamywać, niż powiedzieć prawdę. Gdyby on tu był, to może Draco by jeszcze żył. Teraz nie ma już dla nas nadziei, nawet ze znakomitym Planem Seriny.
- Nie mieszaj w to Draco –warknął Etan, a jego tęczówki przybrały kolor szkarłatnej róży – Wszystkim nam będzie go brakowało, ale to nie wina Petera, że Roderig do zabił. Nawet Lucyfer nie wiedział kto jest zdrajcą, a już na pewno nie miał o tym pojęcia Peter, więc weź się w garść i nie rozpaczaj jak stara baba!
Otworzyłem usta, aby zaprzeczyć, jednak widząc srogą minę wojownika, szybko zamknąłem buzię. Etan miał rację, nie powinienem się mazać, tylko wziąć do kupy i działać. Ale teraz, bardziej interesował mnie los mojego przyjaciela, o którym nie miałem żadnych wieści od półtora miesiąca. Tak, to teraz była sprawa największej wagi. Starzec, jakby przeczuwając moje następne pytanie, odchylił się lekko na krześle i zapalił swoją fajkę. Przymknął lekko oczy i powoli zaczął mówić.
- Kiedy Peter dowiedział się o porwaniu Ari, od razu przybiegł z tym do mnie. Był zrozpaczony na tyle, że chciał sam rzucić się w pościg za tym aniołem, który ją uprowadził. Rzucał się na wszystkie strony, krzyczał, wyrywał sobie włosy z głowy, zaklinał się że go znajdzie i zabije. Na całe szczęście udało mi się sprowadzić go do pionu, a po wielu rozmowach chłopak porzucił ten wariacki pomysł. Wtedy zaczęliśmy myśleć nad planem. Zajęło nam to ponad tydzień, podczas którego przewertowaliśmy ponad piętnaści starożytnych ksiąg o magii aniołów i demonów, ale znaleźliśmy sposób na pokonanie anioła, a raczej archanioła. To było dość skomplikowane, a historia o tym odkryciu jest długa, więc pominę ja, aby cię nie zanudzać.
Nastała chwila ciszy, podczas której wojownik wypuścił z ust kłęby czerwonego dymu.
- Niestety, nic za darmo. Bóg chciał, aby archanioły były praktycznie niepokonane, niezniszczalne jak to się tu u nas mówi. Stworzył je, jako idealną broń,  z kruszcu diamentów oraz odłamków żelaza, tworzą tym samym armię, która może stawić czoła nawet największemu złu tego świata. Dlatego żaden zwykły demon nie może zabić archanioła.  Jednak istota, podobna tym stworom, poradziłaby sobie  z nimi, może z większymi przeszkodami, ale poradziłaby sobie. Jednak teraz potrzebowaliśmy takiego stworzenia, a jak wiadomo w piekle takiej nie znajdziesz. Dlatego obydwoje z Peterem jednogłośnie stwierdziliśmy, że musimy wymusić u niego przemianę. Ale nie w demona, tylko całkowicie na odwrót. Chcieliśmy zrobić z niego anioła.
- Czekaj, czekaj momencik. Czyli cała nasza praca, aby Peter obudził się jako wyklęty demon, poszła na marne? – nie mogłem wprost uwierzyć, że wpadli na taki pomysł.
- Nie przerywaj mi. Chciałeś wiedzieć co z chłopakiem, to teraz milcz i mnie słuchaj – pokiwałem głową przytakując mu  z dezaprobatą, na co starzec się lekko uśmiechnął – No więc tak jak mówiłem, chcieliśmy aby Pet stał się aniołem, a nie demonem. Ale do tego potrzeba nam było czasu, którego my nie mieliśmy. Więc zaczęliśmy szukać głębiej. Szukaliśmy wiele dni i wiele nocy. Obydwoje nie mieliśmy już sił. I wtedy stało się coś niespodziewanego – Etan pochylił się w moją stronę – Nigdy się tak  nie bałem jak tamtej nocy. O mało co nie popuściłem w gacie.
Pokiwałem głową ze zrozumieniem, wpatrując się w głęboką toń jego oczu. Byłem ciekawy jak cholera, ale wiedziałem że prawda mnie nie zadowoli. Raczej przerazi, skoro tak nieustraszony wojownik jak Etan bał się jak małe dziecko. Ale słuchałem go nadal, nie bacząc na konsekwencje i bolesną prawdę, jaką zaraz miałem usłyszeć.   Prawda była naprawę zła.
Starzec wyprostował na krześle, zaciskając mocno dłonie w pięści.
- Peter wpadł po raz kolejny w szał. Jednak tym razem nie udało mu się nad nim zapanować. To coś, opanowało go całego – jego głos co chwila się załamywał, a dłonie trzęsły mu się strasznie mocno. Nawet mówienie o tym sprawiało, że starzec się bał. Wspomnienia były dla niego zbyt bolesne.
Delikatni położyłem dłoń na ramieniu starca, dodając mu tym samym trochę otuchy. Twarz mężczyzny rozpromieniła się lekko, a kąciki jego ust drgnęły, delikatnie unosząc się ku górze. Etan poklepał mnie po dłoni i powrócił do kontynowania swojej opowieści.
- Zanim chłopakowi udało się zbiec, użyłem pewnego wywaru aby nie zgubić jego śladu. To właśnie dzięki niemu jestem cały czas wiem o postępowaniach Petera. Można nawet powiedzieć że mam stały podgląd na jego poczynania. Wiem o wszystkim co zrobił. Ale to jeszcze bardziej mnie dobija – Stan spojrzał mi prosto w oczy, a po jego bladym policzku spłynęła samotna łza – Tristanie, ja stworzyłem potwora.
….
Perspektywa obserwatora/Peter

Bestia stworzona z demona i anioła przechodziła jak huragan, przez pobliskie wioski. Dla każdego, w którym płynął choćby mililitr krwi anioła nie miała litości. Mordowała w sposób brutalny, wieszając człowieka za jelita i zostawiając sępom na pożarcie. Często ścinała demonom głowy i wbijała je na pale, stojące przed każdą wioską. Nie miała litości dla nikogo.
Pewnego dnia, potwór napotkał chłopaka pięknych blond włosach i hipnotyzujących oczach. Miał on na imię Ian, i z jego opowieści wnikało, że jest wysłannikiem Boga. Gdy tylko wyklęty go ujrzał w niebo wzbiło się tysiące nietoperzy, przysłaniających nasz czerwone słoń. W piekle zapanowały egipskie  ciemności, trwające aż do ranka dnia następnego. Kiedy miejscowa barmanka poczuła zapach stęchlizny i rozkładu, zwołano sześciu młodych mężczyzn, i rozpoczęto poszukiwania młodzieńca.  Wtedy to znaleziono ciało mężczyzny, a widok ten przyprawiał o dreszcze nawet najodważniejszych wojowników. Chłopak był cały w strzępach. Na jego młodej twarzy widniał grymas bólu i wielkiego przerażenia, przekreślony długa raną, zadaną ostrym jak brzytwa pazurem. Jego młode ciało zostało pozbawione wszystkich narządów, które teraz swobodnie powiewały na wietrze, powieszone na pobliskim drzewie. Wszystkie kości Iana zostały połamane, niektóre nawet zmiażdżone w drobny pył, rozsypany na twardym gruncie pod jego ciałem. Wszędzie dookoła płynęła czarna jak smoła krew mężczyzny, zmieszana z brunatnoczerwoną krwią wyklętego. Widok ten niejednego twardego chłopa, powaliłby na kolana.
A bestia szła dalej, wołana cichym szeptem swojej ukochanej. Przemierzała lasy, pola, góry i jeziora. Noce spędzała w ciemnych i mocno wilgotnych jaskiniach lub wysoko nad ziemią, w opuszczonych gniazdach Roków*.  Żywiła się świeżym mięsem swoich wrogów, oraz leśnymi stworzeniami, które gnane głupotą wychodziły jej naprzeciw. Strach dodawał jej mocy, dzięki której stawała się większa i potężniejsza. Nikt nie śmiał jej przeszkadzać. Wszędzie gdzie była roznosił się smród śmierć. Wioski, przez które przechodziła, opustoszały a przerażeni mieszkańcy uciekali daleko, aby przeżyć. W całym piekle nie było osoby, która by stanęła z bestią twarzą w twarz i zmierzyła się z nią. Wszystkich opanował strach, który w pewnym momencie stał się epidemią na ziemiach piekła. Żaden demon nie mógł się przed nią ochronić, a już tym bardziej przed nią uciec. Ta zaraza szerzyła się na tyle szybko, że opanowała królestwo ciemności zaledwie w tydzień. Jednak nikt nie mógł im pomóc, ponieważ wszyscy herosi byli zebrani pod diamentową bramą. Na nic były prośby, lamenty i płacze ze strony chłopów. Żadna pomoc nie przybyła, a mieszkańcy piekła pogrążali się w coraz większej rozpaczy. Wszyscy stracili nadzieję. Wszyscy pogodzili się ze śmiercią.
 A bestia nadal szła przed siebie, nie zwracając uwagi na spustoszenie które siała. Szła, bo była wołana przez dwa ciche szepty, dochodzące z za diamentowego muru. Tam znajdował się cel jej podróży. To właśnie tam odnajdzie utracony przez siebie spokój, oraz dwie małe osóbki tęskniące za jego obecnością.
….
- Widziałem to wszystko we śnie. Te koszmary nawiedzają mnie od czasu, gdy Peter odszedł. Jest tego znacznie więcej – wyszeptał Etan, patrząc mi prosto w oczy – Nic go nie zatrzyma, a o pokonaniu go możemy nawet pomarzyć. To on sam musi się zmusić do przemiany. Na razie nic nie możemy poradzić -  mężczyzna schował swoją twarz w dłonie, ukrywając tym samym swoje łzy.
Przełknąłem rosnącą w moim gardle gulę. To, co przed chwilą usłyszałem od półelfa, było ziszczeniem moich najgorszych przypuszczeń. Peter uległ  swojej wewnętrznej naturze, tak samo jak robili to inni wyklęci przed nim. Stał się potworem ciemności, żywą formą imitującą zło, zapoczątkowane przez grzech Kaina. Zaczął szerzyć śmierć, jak pozostali wyklęci. A co najgorsze, w tym stanie nikt nie mógł go pokonać, nawet Bóg. To koniec, teraz już nie ma dla nas ratunku.
- I co teraz zrobiły? – spytałem się Etna, ledwo panując na drżeniem mojego głosu – Nie możemy go tak po prostu zostawić. Musi być jakieś wyjście.
Mężczyzna uniósł lekko głowę i pomachał głową zaprzeczając.
- Nie ma innego wyjścia. Tylko Peter może się zmusić do powrotu. My nie mamy na niego wpływu.
Nie wierzyłem własnym uszom. Wielki Etan, półelf  i ojciec chrzestny Arianny Satan, brat ojca Lucyfera, potężny wojownik, generał który poprowadził liczne oddziały spartan, oraz Greków na perskie oddziały, gdy wszyscy obstawiali że ta konfrontacja skończy się klęską,  się poddał?
- Nie no ja chyba śnię! – wrzasnąłem głośno, wstając z krzesła, które pod wpływem mojej gwałtowności, przewróciło się robiąc wokoło nas sporo hałasu- Ocknij się i pomyśl stary głupsze!
Mój nagły wybuch sprawi, że mężczyzna odskoczył wraz ze swoim siedzeniem parę metrów do tyłu. W jego ciemnych oczach pojawiła się złota iskra, która nagle przerodziła się w garstkę starego popiołu. Znowu stracił nadzieję. Po raz pierwszy w życiu, sytuacja wymknęła mu się spod kontroli, a dlatego nie posiadał żadnego planu awaryjnego, na wypadek porażki. Etan został z niczym i właśnie ta świadomość wywoływała u niego przygnębienie. Zawiódł.
 - Musi być jakiś sposób – wycedziłem przez zęby, jednocześnie łapiąc załamanego wojownika za ramiona i energicznie  potrząsając nim – Nie ma w twoim słowniku takiego słowa jak „niemożliwe”, nie pamiętasz? Sam mnie tego uczyłeś.
Stary pokiwał lekko głową, jednak jego wzrok nadal był utkwiony w dalekiej przestrzeni za moimi plecami. Uśmiechnąłem się lekko, rozluźniając uścisk na jego ramionach.
- Wymyślimy coś – rzekłem powoli, klepiąc Etana po mokrym policzku – Ale teraz musisz się skupić i powiedzieć mi, co było dalej. Gdzie teraz jest Peter?
Mężczyzna zamyślił się na chwilę, po czym westchnął głęboko.
- Jest przy diamentowym murze.
Klasnąłem radośnie w dłonie.
- To świetnie. W takim razie możemy go zgarnąć, i…
Etan pokręcił głową i spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- On jest przy diamentowym murze, ale nie od naszej strony. On stoi na ziemi aniołów i coś mi mówi, że za chwilę rozpęta się piekło.
…..
Arianna
Ponownie spojrzałam na stojącą przede mną barierę. Ta licząca sobie ponad sześć metrów wysokości oraz dwa centymetry szerokości, mieniąca się różnymi kolorami tęczy ściana, zaczynała przyprawiać mnie o zawroty głowy. W zależności pod jakim kątem się na nią patrzyło, można było dostrzec  inny obraz, zupełnie nie powiązany z poprzednim. Raz była to wielka łąka, obsiana różnorakimi kwiatami, oraz rzadkimi krzewami. Co jakiś czas przemknęło po niej jakieś bezbronne zwierzątko, gonione przez stado malutkich aniołków. Wzruszający widok, ale nie dla mnie. Jakoś nie potrafiłam się uśmiechnąć, widząc latające niedaleko mnie pół nagie bobasy. To wręcz niesmaczne.
Kolejnym obrazem, pojawiającym się co jakiś czas, było wielkie pole bitwy. Na wyjałowionej ziemi leżały tysiące zwłok w końcowej fazie rozkładu. Ciała te przykrywała cienka warstwa popiołu oraz sadzy. Na samym środku tego pobojowiska stał wielki, płonący stos. Jego płonienie pożerały zwłoki znajdujące się najbliżej, a następnie wyrzucały ich kości w powietrze. Gdyby nie to, że na tym obrazie ukazywała się rzeź z okresu Starego świata, olałabym go i od niechcenia spojrzałabym na ścianę pod innym kątem. Ale nie mogłam. Wspomnienia wracały, a moje sumienie znowu się obudziło, wyrzucając mi moje błędy. W snach pojawiały się twarze, zupełnie mi nieznane, wykrzywione w grymasie bólu i cierpienia. Mogłabym przysiąc, że w powietrzu czułam odór rozkładu oraz delikatną woń świeżej krwi. Jednak to tylko iluzja mająca na celu zmuszenie mnie do skruchy, i zdawałam sobie z tego sprawę. Dlatego wytrwale patrzyłam na ta scenę, dopóki ściana nie zmieniała otoczenia. Musiałam być dzielna, aby nie przegrać z własnym strachem.
Ostatnią sceną mi ukazywaną, była mała chatka, zbudowana z wielkich drewnianych bali. Stała na skraju górskiej połoniny, przysłoniona starym świerkiem. Niedaleko niej płyną sobie górski strumień, u którego brzegu biegały sobie beztrosko dzikie kozy. W powietrzu unosił się bardzo wyraźny zapach kosodrzewiny. Początkowo, widząc ten obraz przypominała mi się moja wizja, sprzed paru miesięcy.

,,Chwilę później scena się zmieniła. Byłam w drewnianym domku, gdzieś po środku lasu. Słyszałam gdzieś w oddali szum potoku, zapewne znajdowałam się w jakiś górach. Potwierdzał to też zapach kosodrzewiny, wiszący w powietrzu. Na niewielkim krużganku, bawiło się z rodzicami małe dziecko. Był to chłopiec, mniej więcej trzy, cztero letni. Miał śliczne, lekko kręcone, blond włoski i bardzo duże filetowe oczy, osadzone na malutkiej, rumianej twarzyczce. Rodzice patrzyli na niego, z wielką radością, i jednocześnie z nieukrywaną troską. Moją uwagę, przykuła broń, wisząca na ich biodrach. Kobieta miała w pokrowcach dwie ozdobne saksy, które wydawały mi się bardzo znajome.  Mężczyzna zaś, miał sztylet, przypominający..........Szmaragdową żmiję.”

Ta sama sceneria, jednak brak ludzi. Patrząc na ten obraz czułam wielką tęsknotę za moim domem oraz ukochanym, którego tak okropnie potraktowała ostatnim razem. Czułam wyrzuty sumienia i wielki żal za swoją głupotę. Jednak to niebyły jedyne uczucia mi towarzyszące. Czasami pojawiał się też promyczek nadziei, że w końcu ktoś po mnie przyjdzie i wyratuje mnie z tego więzienia. Właśnie w takich momentach, dziecko które miałam pod swoim sercem, poruszało się delikatnie, przytakując mi i tym samym, podnosząc na duchu. Uwielbiałam te chwile, ponieważ w nich czułam się kochana.
- Już niedługo ktoś nas uratuje kruszynko – szepnęłam, głaszcząc się delikatnie po brzuchu – Tatuś z wujek przyjdą niedługo, a wtedy razem wrócimy do domu i będziemy jeść ciasteczka jagodowe.
Nagle usłyszałam za swoimi plecami cichy szelest, a zaraz po nim głośne warknięcie. Do moich wyczulonych nozdrzy doszedł nieprzyjemny zapach potu, zmieszany ze smrodem zaschniętej krwi. W tej chwili moje serce przyspieszyło tempa, a mój oddech stał się nierówny i urwany. Moim ciałem zapanowały zwierzęce instynkty, mające za zadani ochronić mnie i moje dziecko.
Odwróciłam się powoli i stanęłam twarzą w twarz z ponad dwumetrową bestią o twarzy wilka, tułowiu dorosłego lwa, oraz wielkich pałach niedźwiedzia. Potwór wpatrywał się we mnie dwoma wielkimi, czerwonymi ślepiami.  Z jego rozszerzonych nozdrzy buchały kłęby czarnego dymu. Każda z jego kończyn, zarówno dolnych jak i górnych, była zakończona długimi oraz ostrymi jak brzytwa pazurami, które na pewno nie służyły do pokojowych celów. Z jego pleców wyrastała para ogromnych skrzydeł, lekko poszarpanych od dołu i podziurawionych na środku. Przypominał mi jakieś monstrum z księgi apokalipsy Tymoteusza, jednakże w tej chwili nie była wstanie sobie nic przypomnieć. Po raz pierwszy w życiu, byłam sparaliżowana strachem do tego stopnia, że nawet oddychanie sprawiało mi problem.
Bestia wykonała krok w moją stronę, tym samym zagradzając  mi moją drogę ucieczki. Przyparta do muru mogłam tylko wpatrywać się w jej wielkie oczy, i modlić się w duchu o szybka śmierć.
Ari.
To był cichy szept, ale wystarczył, aby moje ciało się rozluźniło, a oddech stał się normalny. Tylko moje serce zaczęło bić jeszcze szybciej, jakby chciało mi wyskoczyć z piersi. Ten głos był znajomy, i może to czyste szaleństwo ale ja wiedziałam do kogo należał. Doskonale go znałam.
Ari. Przyszedłem po was.
Otworzyłam szeroko usta, aby po chwili szybko je zamknąć. Nie potrafiłam uwierzyć, a tym bardziej zrozumieć co tu się właściwie wyrabia. Mogłam tylko patrzeć, jak szkarłatne tęczówki bestii, zmieniają się na kochane przeze mnie błękitne oczy. Jednak nie zwariowałam. On był tu, stał przede mną. Ale, jak?
- Peter?
Bestia pokiwała lekko głową.
Tak, to ja. Przyszedłem po was.
Uśmiechnęłam się niepewnie, na co potwór, a raczej Pet spuścił wzrok. Był zakłopotany, to widać gołym okiem. Nawet w ciele takiego potwora, to był wciąż ten sam nieśmiały Peter, którego poznałam w szkole. Powoli podniosłam dłoń i dotknęłam jego owłosionego pyska, zjeżdżając wzdłuż linii jego szczęki aż do miejsca, gdzie powinien znajdować się jego tatuaż. Pod palcami poczułam miarowe bicie jego serca, idealnie współgrające z moim. Peter mruknął cicho, a jego mięśnie napięły się lekko. Cały on. Zawsze się spinał jak go dotykałam. To było wręcz słodkie.
- Co się stało?
Przemieniłem się dla was.
Radosny uśmiech zniknął z mojej twarzy, a na jego miejscu pojawił się grymas niedowierzania. Pokręciłam głową.
- Peter, po co? Wiesz że tak nie wolno! To jest..
Wbrew zasadom, tak wiem. Ale zrozum mnie w końcu. Nie mogę bez ciebie żyć.
- Wiem Peter, ja wiem. Ale nie możesz się dla mnie poświęcać tak. Ja nie jestem tego warta – Mój drżący głos co chwila mi się załamywał, przez co chłopak ledwie co mnie rozumiał. Byłam-sama nie wiem, wściekła, zrozpaczona, smutna…NIE WIEM! Czułam się tak jakby ktoś wyrwał mi serce i kazał mi je zjeść w potrawce z kurczaka.
Jesteś. Oboje jesteście tego warci i nie próbuj mi wmówić że jest inaczej.
- Są rzeczy ważne i ważniejsze Peterze  - rzekłam przez zaciśnięte zęby.
Wiele mnie kosztowało powstrzymywanie napływających do moich oczu łez.
Dla mnie wy jesteście najważniejsi. Ty i moje dziecko. Zostaliście mi tylko wy i nie mam zamiaru was stracić.
Spojrzałam ze zdumieniem wprost w błękitne oczy bestii. Zrobiłam niepewny krok w przód i już po chwili byłam w wielkich ramionach potwora. Jego futro, chociaż z daleka wyglądało na twarde i szorstkie, w rzeczywistości okazało się miękkie oraz bardzo przyjemne w dotyku. W jego silnych ramionach czułam się bezpieczna. Dziecko w moim łonie tak że wydawało się być zadowolone. Nie poruszało się jak zwykle, gwałtownie, mocno, Było raczej delikatne, powoli przekręcało się w łożysku,  nie sprawiając mi ani grama bólu. Miła odmiana, w stosunku do tylu dni męczarni. Zamknęłam oczy rozkoszując się tą chwilą.
A tak w ogóle to nieźle wyglądasz. Prawie nie widać, że jesteś w ciąży.
Podniosłam głowę i uśmiechnęłam się szeroko, pokazując Peterowi szereg swoich białych ząbków.
- Czasami twoje komplementy mnie rozwalają na kawałki – rzekłam, a po chwili dodałam pewnym głosem – To, jak nas stąd wyciągniesz, bohaterze?
Potwór cofnął się o kilka kroków i rozłożył swoje skrzydła. Spojrzał na nie z wielką dumą.
Przeniosę nas nad murem.
Prychnęłam, przyglądając się mu uważnie.
- Ż co proszę? Mówisz że mamy polecieć, i to na twoich skrzydłach.
Peter pokiwał energicznie głową i wyciągną przed siebie łapy.
Nie martw się. Uniosę was. Mam nadzieję, że nie jesteś stukilowym słoniem, chociaż w tej formie i tak  niemiałbym z nim większego problemu.
- Nie chodzi tu o moją wagę – warknęłam – Raczej miałam na myśli stan twoich skrzydeł. One są..
Wspaniałe.
Pokręciłam głową, zakładając ręce na piersi.
- Nie. Dziurawe.
Przejechałam oczami po idealnie gładkich krawędziach skrzydeł, zatrzymując się na każdej większej szparze. Nie prezentowały się jako bezpieczny typ do latania. Gdyby skrzydła można było porównywać do żagla, nie dałaby się posadzić na statku z tak dziurawym żaglem.
Bestia pokręciła głową, i przejechała łapą po jednym skrzydle.
Lać się na nich da, więc nie panikuj za wcześnie. Przelecimy nad murem i od razu postawię cię na ziemię. A swoją drogą, dlaczego nie użyłaś swoich skrzydeł?
No właśnie, dlaczego? Przez cały pobyt tutaj nawet przez myśl mi nie przeszło aby wzbić się w powietrze na swoich własnych skrzydłach. Potrafiłam tylko rozmyślać o jakimś księciu z bajki, który przybędzie tu po mnie na białym rumaku. Ale dlaczego?
- Nie wiem. Nie potrafię ci tego wyjaśnić.
Spoko,  nie musisz. Ale teraz już chodź do mnie. Lecimy.
- Dobrze.
I właśnie w tym momencie, stało się coś niespodziewanego. Poczułam silny ból w okolicach podbrzusza, któremu towarzyszył gwałtowny skurcz wszystkich moich mięśni. Wydała z siebie głuchy jęk i skuliłam się, opadając na ziemię. Złapałam się za brzuch. Po chwili Peter był już przy mnie.
Co się dzieje?
Z trudem otworzyłam oczy i spojrzałam na przerażonego potwora. Nie, proszę nie teraz. A jednak teraz.
- Dziecko…Dziecko się rodzi!

…..
Spojrzałem w niezadowoloną twarz Zeusa. W końcu musiałem ustąpić. Nie pozostało mi już ich jak mu ulec.
- Dobrze. Zacznijcie atak.
Gromowładny skłonił się nisko i wyszedł z namiotu pozostawiając mnie samego.

…..
- Już czas Gabrielu – syknąłem wskazując memu bratu wielkie wrota – Zacznijmy zabawę.
Archanioł skinął na mnie i wyszedł, kierując się w stronę anielskich legionów.
Odprowadziłem go wzrokiem, po czym wybuchnąłem głośnym śmiechem, który został usłyszany we wszystkich arkadiach nieba. A temu dźwiękowi towarzyszyły dwie długie pieśni rogów wojennych, połączone ze zgrzytami stali oraz krzykiem strachu.

….

*Zwierzęta podobne do orłów bielików, jednak o znacznie większych szponach oraz głowach jaszczurek. Umaszczenie samic  jest złote, a samców srebrne. Młode nie mają określonego koloru.

Cześć wszystkim! Notka jest i to dłuższa niż zwykle, i mam nadzieję że się spodoba. Szablon który widzicie jest dziełem kochanej Rinne na zamówienie. Nie wiem jak wam ale ja się w nim zakochałam J Rozdział następny nie wiem kiedy będzie, ponieważ niedługo wyjeżdżam na odludzie bez zasięgu. Pozdrawiam was wszystkich i udanych wakacji życzę!

9 komentarzy:

  1. Rozdział jet świeeeeetny! Czytałam z zapartym tchem. Kurcze, super. Przeraziła mnie trochę ta historia Etana, o tym, co Peter robił, aby dotrzeć do Ari. Rozpoczęła się bitwa! Jak ja lubię takie sceny. Ari zaczęła rodzić w dramatycznym momencie. Ogólnie rozdział naprawdę cudowny! Czekam na następny niecierpliwie.
    A szablon bardzo ładny i pasujący do historii. Niestety mój chrome wariuje i rozwinięty pasek ze streszczeniem umieścił na samym środku tekstu. Na szczęście mozilla wyświetla wszystko normalnie i mogłam przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Boski rozdział. A ten moment, kiedy ona krzyczy że rodzi....CCCCCCCCCCCCCCCCUdowny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam bitwy w opowiadaniach, szczególnie jeśli są tak dobrze opisane :)Na szczęście pasek już znikł :D Jakoś tak nie może się przyzwyczaić do nowego wyglądu bloga, ale nie żeby mi się nie podobał bo jest świetny tylko tak jakoś :) No ale teraz fajnie się czyta opowiadanie bo szablon pasuje do opowieści :)
    Pozdrawiam i zapraszam również na mojego nowego bloga :) this-is-where-we.blogspot.com :) Mam nadzieję, że prolog, który dodałam ci się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  4. KOCHAM!!! Kocham cię, to opowiadanie i wszystko. JEsteś moim mistrzem na wieki kochana! JA chyba pójde na korki do cb :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział. CZekam na neksta i się rusz :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja nie mogę...mistrzowskie, a w szczególności to:

    właśnie w tym momencie, stało się coś niespodziewanego. Poczułam silny ból w okolicach podbrzusza, któremu towarzyszył gwałtowny skurcz wszystkich moich mięśni. Wydała z siebie głuchy jęk i skuliłam się, opadając na ziemię. Złapałam się za brzuch. Po chwili Peter był już przy mnie.
    Co się dzieje?
    Z trudem otworzyłam oczy i spojrzałam na przerażonego potwora. Nie, proszę nie teraz. A jednak teraz.
    - Dziecko…Dziecko się rodzi!

    Cucowne po prostu. Jaram się tym rozdziałem jak jakaś baba, ale nic. Warto :)
    Karol

    OdpowiedzUsuń
  7. Trochę krótkie ale czekam na nn. :)

    http://historia-vanessy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej twój blog został nominowany do The Versatile Blogger zasady znajdziesz na moim blogu :)
    http://historia-vanessy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Zostałaś nominowana do The Versatile Blogger. Więcej informacji znajdziesz u mnie na blogu - http://kolorowe-maski.blogspot.com/
    Pozdrawiam
    PS.
    Wybacz, że nie na temat rozdziału, ale jestem jeszcze w trakcie czytania poprzednich. Opowiadanie wciągające ;D

    OdpowiedzUsuń