Blask. Światło. Jasność.
Tylko te trzy słowa osiadły na języku Lucyfera, gdy ten w skupieniu
przyglądał się postaci kroczącej ku niemu z niebywałą jak na swój wiek gracją.
Nie był taki jak przedstawiano go na przeróżnych malowidłach czy freskach.
Zamiast siwej brody do ziemi, kruchej postury starca stał przed nim krzepki
mężczyzna nieco wyższy od niego o nieskazitelnej urodzie oraz jasnych włosach,
które okalała niewidzialna łuna, wyczuwalna tylko przez tych, którzy mieli
kiedyś z nim kiedyś bliższą styczność. Odziany w białe szaty idealnie
podkreślające jego smukła sylwetkę nie przywodził na myśl Tego który stworzył
wszystko to co nas otacza. Tylko bijąca od niego aura dobroci oraz władzy
utwierdzała w przekonaniu, że tym o to Jegomość jest tym, o którym mówi się
Stworzyciel.
Lucyfer schylił głowę nie mogąc wytrzymać tego przesyconego dobrocią
wzroku. Jego dłonie drżały, tylko sam nie wiedział z jakiego powodu. Czy był to
efekt wielogodzinnej walki, która sprawiła iż najchętniej odłożyłby miecz i
położył się gdzieś w cieniu filaru, by móc choć na chwilę rozluźnić obolałe
mięśnie, czy kwestia tego że dawno nie czuł tylu motyli w brzuchu związanych z
obecnością tej postaci.
Tak, pomimo tego że Szatan został wygnany z nieba na widok Boga
obudziły się w nim stare uczucia. Nadal patrząc w jego oczy…nie patrząc na
niego całego, każdy skrawek jego ciała czuł respekt do tego człowieka, chociaż
„respekt” to nie jest odpowiednie słowo. Szacunek, był lepszym jednak także
nieodpowiednim dla tej Osobistości. Było to coś innego, coś mocniejszego czego
żaden poeta nie umiałby ubrać w słowa, nawet gdyby siedział nad swoim dziełem
całe życie.
Kątem oka zerknął na Michała. Archanioł w przeciwieństwie do niego nie
stał, lecz klęczał na jednym kolanie z mieczem opartym czubkiem o ziemię, jakby
stanowił dla niego pewnego rodzaju podporę. Włosy poprzylepiały się mu do
twarzy, przez co niemożliwym było zobaczenie jego miny. Jedno było pewne- nie
spodziewał się tu Go. Nie przewidział, że jego poczynania sprowadzą na niego
Jego majestat. Przeliczył się.
Jego wzrok znów powędrował ku sylwetce Najwyższego, jednak nawet nie
śmiał unieść wzroku na jego twarz. Bał się. Po tylu latach znów miał go na
wyciągnięcie ręki, jednak strach jaki ogarnął jego ciało nie pozwalał mu na
żadne słowo, żaden ruch poza mrugnięciem i łapaniem powietrza.
On milczał. Wpatrywał się w swe dzieci co chwila przerzucając oczami
to z jednego na drugiego. To było gorsze niż rzucanie sztyletami. Gdyby
powiedział choć słowo, nawet najkrótsze, albo wydawał ciche westchnienie, wtedy
by wiedział, że On nadal coś do niego czuje. Że nadal go kocha jak swoje
dziecko. Jednak on nadal nic nie mówił a ta cisza raniła Lucyfera mocniej niż
ognisty miecz Michała zatopiony w jego skórę.
- Panie, ja- zaczął chcąc jak najszybciej ukrócić swe katusze, jednak
ręka wystrzelona w jego kierunku od razu
zamknęła mu usta, zaszywając je niewidzialną nicią.
Uniósł na niego swe oczy, zapełnione łzami żalu i smutku. To była dla
niego tortura, i Pan o tym wiedział, dlatego opuścił rękę, rozwiązując mu usta,
jednak Szatan milczał znów nie będąc w stanie nic powiedzieć. Był jak
zahipnotyzowany.
I nagle Pan złożył ręce jak do paciorka a całą salę wypełnił blask.
Lucyfer przysłonił oczy dłonią, jednak to nic nie dało bo światło przeniknęło
przez jego dłonie, dostając się wprost do oczu. Jęknął cicho, upadając twarzą
na posadzkę. Nie widział nic.
….
Serina załkała gorzko pochylając się nad wystygającym ciałem Tristana.
Samotna łza spłynęła jej po policzku, spadają bezwładnie na jego opuszczoną
powiekę. Na początku łudziła się, że go uratuje. Próbowała wiele razy
przywrócić mu krążenie, jednak jej wysiłki poszły na marne, bo coraz
chłodniejsze ciało jej brata nadal leżało na jej kolanach, a bijące niegdyś
serce stało w miejscu, za żadne skarby
nie chcąc znów zacząć bić.
Odszedł.
Z prochu powstał i w proch się obrócił, przemknęło jej przez myśl.
Uniosła oczy ku niebu wydając z siebie dźwięk o nienaturalnej częstotliwości,
przez który gryfy szybujące jeszcze po niebie zawyły przeraźliwie, zataczając
okręgi nad jej głową. W pewnym sensie czuła się putta. Wiele osób mogło jej
zarzucać, że przecież nie lubiła tego demona. Od setek lat byli dla siebie jak
kot i pies- niezgodni w każdej kwestii. To nie była prawda. Była dla niej jak
brat, którego nigdy nie miała, a teraz go straciła. To bolało.
I nagle usłyszała wybuch, a po chwili niewidzialna siła odrzuciła ją w
tył. Syknęła z bólu kiedy jej ciało ponownie miało kontakt z ziemią i już
zbierała się do wstania, gdy oślepiło ją światło, jednak nie takie zwyczajne
światło bijące od pochodni czy słońca. Był to magiczny blask, który miała
okazję widzieć tylko raz w życiu, bardzo dawni temu, gdy lucyfer jeszcze stąpał
wraz ze swoimi braćmi po sklepieniu niebieskim, a ona sama była zaledwie
szkrabem pałętającym się innym aniołom pod nogami.
Przysłoniła oczy dłonią, jednak na próżno gdyż blask już zdążył się w
nią wedrzeć penetrując jej ciało od środka. I nie widziała już nic.
….
Arianna uśmiechnęła się sennie otwierając oczy.
- Na reszcie. Udało się Peter. Nareszcie się udało.
I pochłonęło ich światło.
….
Peter zamrugał kilkakrotnie oczami, przyzwyczajając się do światła
zwykłej jarzeniówki zawieszonej nad nim. Rozejrzał się uważnie. Był w schowku
na miotły. Takim zwykłym schowku, który do złudzenia przypominał mu ten z jego
szkoły.
Bo to jest ten schowek, durniu.
Było to małe pomieszczenie po sam sufit zapełnione regałami, na
których stały wszelkie potrzebne szkole środki czystości. Chociaż niedawno było
remontowane, przynajmniej tak wnioskował z koloru ściany oraz ilości
nieużywanych przedmiotów, przez luki pomiędzy nimi można było dostrzec
niechlujnie nabazgrane inicjały wzięte w serduszka oraz krótkie życzenia. To
było głupie, jednak przez lata w jego szkole ukształtowało się coś na kształt
legendy o tym miejscu, mówiącej o dwójce zakochanych, która pisała na ścianie
życzenia, które po krótkim czasie się spełniły. Idiotyczne.
Wstał powoli, odruchowo ciągnąc rękę do miejsca, które po postawieniu ciała
do pionu zaczęło niebezpiecznie mocno pulsować. Syknął kiedy fala bólu zalała
jego ciało niczym tsunami podczas mocnego sztormu. Bolało go wszystko: głowa,
ręce, nogi- nawet mały palec u stopy, chociaż, on akurat najczęściej był
wystawiany na obrzęki przez jego za ciasne buty.
Co się stało? Jak się tu znalazłem?
Nie pamiętał. W jego głowie była jedna wielka czarna plama
zasłaniająca wszystko to co było wcześniej. Nie wiedział co jadł na śniadanie,
z kim się spotkał wczoraj wieczorem czy co wredna pani Madson od biologii
powiedziała o jego wypracowaniu w zeszły piątek, a może to było jeszcze wcześniej.
To uczucie pustki w jego wnętrzu było
dość frustrujące, i choć Peter przywykł do tego, że zazwyczaj ciągle chodził
lekko z irytowany, to było coś innego, coś co bardziej działał mu na nerwy,
doprowadzając go wręcz do szewskiej pasji. Jakby zapomniało czymś ważnym,
zdecydowanie ważniejszym niż jakieś głupie śniadanie czy praca domowa.
-Niech to szlag- warknął dźwigając się do góry. Oparł się o jedna z
szafek starając się stłumić mocne pulsowanie w czaszce po czym pchnął metalowe
drzwi wpuszczając do ciemnego pomieszczenia jasne promienie światła. Zakrył
oczy dłonią i wyszedł na szkolny korytarz, oświetlony blaskiem kilkudziesięciu
jarzeniówek wiszących pod sufitem.
Korytarz był pusty jak nigdy. Poza nim na tych trzydziesty metrach kwadratowych
wąskiego przejścia poza nim stały tylko dwa rzędy szafek od czasu do czasu
przerywane drzwiami do klas. Najwidoczniej
bywały takie dni gdy budynek szkoły był pusty, chociaż nie przypominał sobie,
aby gdzieś słyszał o jakimś dniu wolnym. Poza tym przecież był poniedziałek, a
w poniedziałki zazwyczaj nie było żadnego dnia wolnego…
Zaklął pod nosem i ruszył wzdłuż rzędu szafek w stronę wyjścia z
budynku Kiedy zdążył stać się taki agresywny? Zazwyczaj stronił od przekleństw
oraz niepohamowanych wybuchów złości, wręcz napominał innych aby przy nim
wstrzymywali się od niekolokwialnych stwierdzeń na pograniczu wulgaryzmów a
normalnych obraźliwych słów. Być może jego zmiana spowodowana była bólem w jego
czaszce, jednak to była jedna z wersji jego dziwnej zmiany. Może porwali go
kosmici jak w jednym z komiksów które czytał?
- O, Peter to jesteś! Wszędzie cię szukałem!- doszedł go głos zza jego
pleców.
Chłopak odwrócił się o mały włos nie wywijając koziołka w tył. Oparł
się o szafki mierząc zdezorientowanym spojrzeniem Tristana, który z niepokojem
lustrował go spojrzeniem. Ubrany w tradycyjne dla niego sportowe szorty oraz
koszulkę z logiem szkoły był dla niego jedyną rzeczą wyróżniająca się z tego
przytłaczającego nudą krajobrazu szkoły. No ale to w końcu był Tristan-
wszędzie się wyróżniał, nawet kiedy był ubrany w to co inni.
- Serio, szukałeś mnie?- spytał się Peter unosząc do góry brew- A ja właśnie
wyszedłem z kanciapy. Możesz mi powiedzieć co się stało?- warknął, może
niepotrzebnie jednak nie mógł się pohamować. Był wściekły, ale w nie wiedział
dlaczego. W końcu widok przyjaciela zazwyczaj działał na niego kojąco, a teraz
najprościej w świecie miał ochotę mu przywalić.
Tristan przekrzywił lekko głowę, zakładając ręce na piersi. Jego twarz
nagle spochmurniałą, przez co wydawał się przypominać nie anioła który stąpił z nieba, a
raczej diabełka, który zaraz miał zatopić w kimś swoje szpony. Tak to już z nim
było. Kiedy się uśmiechał był zupełnie inną osobą, niż gdy nad głową miał chmurę
burzową.
- Nie tak ostro, stary- westchnął, poprawiając swoje gęste włosy- Znowu
chcieli cię wrzucić do szafki, ale im zwiałeś. Mówię ci biegłeś szybciej niż
najlepszy sprinter, tak że już po chwili zniknąłeś im z oczu. Ale się nie
poddali i ruszyli za tobą. Chciałem ich zatrzymać, ale wiesz jak to jest kiedy
masz czwórkę pakerów przeciwko jednemu. Nie miałem szans, więc po prostu
pobiegłem za nimi ale ich zgubiłem. Szukałem cię dobre dwie godziny, zresztą
nie tylko ciebie, bo chłopaki też zniknęli…Czy ty krwawisz?
- To tylko małe draśnięcie, potknąłem się- mruknął Peter, a jego ręka
odruchowo poleciał do rany na głowie- Najwyraźniej mnie dopadli i pobili, po
czym wrzucili do schowka. Przepraszam, ale nic nie pamiętam. Musiałem naprawdę nieźle
rąbnąć się w głowę- zaśmiał się krótko, jednak szybko przestał, kiedy poczuł
ukłucie w okolicach żeber- Chyba mam popękane kości.
- Widzę- mruknął czarnowłosy, po czym uśmiechnął się ciepło- No nic.
Choć zabiorę cię do domu- rzekł zarzucając na swoje barki jego rękę- Musisz opowiedzieć,
które to z twoich patyczków mają jakieś rysy.
….
Śniła mu się dziewczyna. Jej fioletowe włosy sięgające jej niemal do linii
pośladków zakrywały całkowicie smukłą sylwetkę naznaczoną tysiącami małych
blizn. Nawet z dużej odległości widział że jest piękna, chociaż nie
przypominała mu żadnej ze znanych mu piękności. Jej jasna skóra lśniła w błękitnym
blasku księżyca. Przywodziła mu na myśl
nimfę wodną. Jednak gdy się odwróciła to skojarzenie umknęło mu tak
szybko, jak się pojawiło, ponieważ nimfy zazwyczaj kojarzyły się z łagodnością
i niewinnymi igraszkami. Były uosobieniem czystego dobra. Dziewczyna zaś przed
nim stojąca w niczym nie przypominała uległej kobiety. Jej oczy, choć intensywnie
zielony zdawały się płonąć żywym ogniem, który wylewał się przez każdy otwór
jej ciała. Czuł bijące od niej ciepło, jednak nie było ono w żaden sposób
przyjemne a bardziej paliło jego wnętrzności, raniło nadal obolałe ciało. Usta
wygięte miała w niewinnym uśmiech, który nie pasował do ciemnej aury przez nią
wydzielanej. Pomimo kruchej budowy odnosił wrażeni, że gdyby tylko chciała
mogłaby rozgnieść go na miazgę jedynie skinięciem małego palca.
Wyciągnęła ku niemu rękę, i jak za skinięciem magicznej różdżki
zmaterializowała się tuż przez nim, a wtedy on wypowiedział imię, które, choć wypowiadał
po raz pierwszy w życiu, znał tak doskonale, jak dźwięki kołysanki w
dzieciństwie śpiewane mu przez jego matkę.
- Arianna.
Obudził się zalany gorącym potem.
Jest tu jeszcze ktoś? Tak straciłam motywację do pisania. Dlaczego? Wiecie jak usunie się wam notka, która miała być idealne to każdy traci chęci. Ale jest i nie zapowiadam kolejnej chociaż jest już w mojej głowie. Mam nadzieję, że się nie usunie :)
Hej, hej! Ja jestem! Cieszę się strasznie, że dodałaś nowy rozdział. Już straciłam nadzieję, a tu proszę! Własnym oczom nie mogłam uwierzyć.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny - w sumie jak zawsze. Wyłapałam kilka drobnych literówek, ale to nie przeszkadzało mi w czytaniu C;
Czekam z niecierpliwością na kolejną, bo to wszystko musi się wyjaśnić! Straszne rzeczy się tutaj narobiły! Taka walka, a nagle znów wracamy do szkoły! Czy Peter sobie o tym wszystkim przypomni? O: W sumie to trochę słabo, kiedy zapominasz o takich rzeczach.
Czekam - znów cierpliwie - na kolejny rozdział!
Pozdrawiam i życzę weny!
Za literówki przepraszam, wyszłam z wprawy poza tym jestem tylko nędznym człowiek popełniającym błędy. Jak tylko dorwę sie do komputera mam zamiar je poprawić masz moje słowo! Poza tym cieszę sie ze ktos tu jeszcze st w końcu nie bylo mnie chyba z pół roku, myślałam że wszyscy juz stracili nadzieje.
UsuńPowiem tak, wyjaśnić sie chyba jeszcze przez jakiś okres się nie wyjaśni, a przynajmniej tak jest w mojej głowie, a co z niej wyjdzie to dama nie mam pojęcia :)
Dziękuję, że jeszcze jesteś ze mną i także pozdrawiam.
Super, że dodałaś nowy rozdział, jest świetny. Czekam na kolejny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Autorko, przestań pisać do szuflady! Zapraszamy do sprawdzenia naszego portalu www.wydacksiazke.pl. Przetestuj system, w którym możesz samodzielnie zaprojektować i opublikować własną książkę.Po więcej informacji na temat self-publishingu zapraszamy na www.blog.wydacksiazke.pl Pozdrawiamy, WydacKsiazke.pl
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńŚwietny blog :) zapraszam też do mnie wtajemniczenipoczatekkonca.blogspot.com