Oczami Gabriela
Stałem oparty o poręcz balkonu, wpatrując
się w zachodzące słońce, możliwe że ostatnie światło jakie widzę. Moje włosy
tańczył szybkiego walca z chłodnym wiatrem, też prawdopodobne że ostatnim. Niedługo
cały świat jaki znałem, tworzyłem, kochałem zniknie, a zastąpi go wieczna
ciemność. Czułem to każdym nerwem, każdą komórką swojego ciała. Koniec jest
bliski.
Spuściłem głowę i zacisnąłem mocno
dłonie na spodniach, może to z gniewu a może z rozpaczy. Nie wiem. Jestem w
kropce rozdarty pomiędzy lojalnością do brata, a swoim czystym sumieniem. Nie wiem
co robić, po raz pierwszy od stuleci nie mam planu. Czuję się bezsilny. To mnie
zabije. W skrócie mówiąc nie mam już siły na nic. Walka skończona, nie ma sensu
jej ciągnąć. Michał wygra, a wtedy nie będzie dla nas ratunku. Lojalni
przeżyją, zdrajcy zginą. Tylko kim ja jestem? Sam nie wiem.
Nagle czyjeś delikatne dłonie podniosły
moją twarz. Z wielką niechęcią spojrzałem w migdałowe oczy Kateriny. Widziałem
w nich cierpienie, niewyobrażalnie wielki ból i smutek. Jej niegdyś długie loki
były teraz w strzępach. Ścięła je, odmawiając tym samym pomocy Michałowi.
Została za to ukarana. Straciła skrzydła, nasz najcenniejszy dar od Boga. Teraz
bolało ją jeszcze bardziej. Została kaleką, na wieki umieszczoną w niebie.
Stała się więźniem bez szansy na ucieczkę. Jej promienna twarz stała się blada
i przepełniona rozpaczą. A jednak to ona, i tylko ona potrafiła dodać mi otuchy,
pocieszyć mnie, chociaż wiedziała jak bardzo tragiczna jest nasza sytuacja. Zawsze
starała się być silna i odważna, nigdy się nie poddawała, a swoją siłę starała
się przelać na mnie. Była moim światełkiem w ciemnym tunelu, latarnią w pochmurną
noc. Gdybym był człowiekiem powiedziałbym, że jest dla mnie aniołem stróżem.
Jednak nim nie jestem, więc mogę tylko powiedzieć że jest mi bliższa niż
ktokolwiek inny, nawet moi bracia. Jest jak młodsza siostra.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie lekko
i pogładziła mój kilkudniowy zarost.
- Wszystko się ułoży - rzekła, ledwo
powstrzymują drżenie swojego głosu – Zobaczysz, jeszcze będziemy się z tego
śmiać.
Pomachałem przecząco głową. Dotknąłem
jej dłoni i zdjąłem je ze swojej twarzy, trzymając je w delikatnym uścisku.
Przygryzłem lekko wargi i spojrzałem w dal na zachodzące słońce.
- Nie tym razem – rzekłem i westchnąłem
głośno - Już za późno.
Dziewczyna uścisnęła mi mocno dłonie.
- Nie prawda-jęknęła rozpaczliwie,
kręcąc głową – Zawsze jest jakaś nadzieja. Na przykład ten wyklęty. On ją
uratuje-uratuje nas. Gabrielu, nie możemy zwątpić!
Mówiła to z takim przekonaniem, że z chęcią
bym jej uwierzył. Jednak prawda bywa brutalna, i potrafi ranić. Przekonałem się
o tym niedawno i to na własnej skórze.
- Chciałbym aby to było takie proste,
Katerino. Ale wiesz, że tak nie jest. Przegraliśmy.
- Nie! -wrzasnęła dziewczyna, a z jej
wielkich oczu popłynęły łzy.
Odruchowo przytuliłem ją do siebie,
głaszcząc jej krótki włosy. Robiłem tak już prawie od trzech lat. Ona
podtrzymywała mnie na duchu, dodawała mi otuchy i nadziei, a ja spełniałem rolę
jej pocieszyciela i najlepszego przyjaciela. Byliśmy jak bliźniaki – potrzebowaliśmy
swojej obecności, do wyciszenia myśli, uspokojenia i sprawnego uporządkowania
ich.
- Już, cii. Nie płacz. Nie chciałem –
szeptałem jej do ucha.
Dziewczyna odchyliła lekko głowę i
spojrzała mi prosto w oczy.
- Nie pozwolę mu wygrać – jęknęła,
ocierając swój mokry nos.
Uśmiechnąłem się do niej lekko, na co
ona lekko się zarumieniła. Zawsze tak reagowała. Może to stres, albo powracające
wspomnienia. Nie wiem. Nigdy się jej nie zapytałem o jej uczucia. To był dla
niej zbyt bolesny temat i ja t doskonale rozumiałem. Każdy z nas kiedyś kochał,
i większość z nas z tego powodu teraz cierpi.
- A co zrobisz? – spytałem się jej,
lekko potrząsając nią.
Cała ona, uparta jak osioł. Nigdy się
nie podda, nawet gdy sprawa już jest przegrana. Za ro ją uwielbiałem i
kochałem. Właśnie to wyróżniało ją z tłumu aniołów. Jej zaciętość i wytrwałość
mogła się równać z mocą ognistego miecza Michała.
Katerina na chwilę się zamyśliła. Po
chwili oczy jej zabłyszczały a na twarzy pojawił się wielki uśmiech w kształcie
dorodnego banana. Popatrzyła na mnie i mocno przytuliła się do mnie pozbawiając
mnie tchu.
- Zejdę do piekła i porozmawiam z samym
Diabłem – wyszeptała mi do ucha.
.....
Miałam taki piękny sen-a może to jednak była rzeczywistość? Byłam w
raju, pięknym ogrodzie Eden wysławianym prze ludzi w pieśniach. Słońce stało
wysoko nade mną . Po niebie błądziły liczne chmury, przybierające różne
kształty i rozmiary. Stałam tam, ubrana jedynie w zwiewną biała tunikę, która
pod wpływem lekkiego wiatru, unosiła się co chwila, odsłaniając moje blade jak
śnieg nogi. Wokół mnie piętrzyły się wysokie drzewa o najróżniejszym kształcie
i w najróżniejszych kolorach. Obok nich wyrastały winne krzewy latorośli oraz
krzaczki z licznymi malinami i jeżynami. Pod moimi bosymi stopami rosła zielona i soczysta trawa, tworząca wielki
dywan, ciągnący się aż po krańce horyzontu.
Wciągnęłam powietrze przez nozdrza, delektując się lekkim zapachem
dojrzewających wiśni i dzikich jabłek. Moje skrzydła mimowolnie drgnęły i rozpostarły
się, łapiąc wiatr. Zamknęłam oczy i lekko się uśmiechnęłam.
Zapomniałam jakie to wspaniałe uczucie być w niebie. Jak było wspaniale
wznosić się nad czystymi jak łza chmurami, ścigać się z delikatnym Zefirkiem i
uciekać do krainy Morfeusza pod jasnym, rozgwieżdżonym niebem. Niezapomniane
doznania, a jednak tak bolesne. Na początku mojego potępienia były jak kołki
przybijające mnie do krzyża cierpienia i tęsknoty, a wspomnienia z nimi
związane, były jak ocet w mych ustach. Z czasem przestało to tak boleć, jednak
musiało minąć parę stuleci. Znam takich, którzy dotąd żałują swoich czynów, i
za wszelką cenę chcą wrócić do poprzedniego życia. Kiedy byliśmy czyści jak
łza, a nasze problemy rozwiązywały się same. Gdy bez żadnych przeszkód poruszaliśmy
się po zakamarkach nieba ciesząc się ze wszystkiego i z niczego. Piękne to były
czasy dobrobytu i wzajemnego szacunku. Kiedy byliśmy aniołami.
Z moich oczu popłynęła łza. Szybko otworzyłam powieki i starłam ją
delikatni opuszkami palców. Czułam się taka słaba i bezbronna, zupełnie jak
małe dziecko bez opieki dorosłej osoby. Już dawno wyzbyłam się tych uczuć,
chowając je w najciemniejszych zakamarkach swojej duszy. Jednak teraz one
powracały i to z podwójna mocą. To takie ludzkie zachowanie.
Nagle usłyszałam cichy szelest za moimi plecami. Odwróciłam się szybko
i stanęłam z jak wryta, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
- Ty nie żyjesz – wyszeptałam, z trudem hamując napad płaczu – Oni cię zabili.
Mężczyzna uśmiechną się do mnie szarmancko i jak gdyby nigdy nic zaczął
recytować dobrze znany mi wiersz.
Na drodze donikąd
Spotkałem Anioła.
Zapytał dokąd zmierzam?
Nie potrafiłem odpowiedzieć.
Przerażająca cisza.
Serce wali jak młot.
Strach przed nicością.
Raz jeszcze zapytał dokąd
zmierzam?
Usta cicho wyszeptały…
Zgubiłem się w labiryncie życia.
Jego słowa przebijały mnie jak strzały. Byłam nimi urzeczona, jak
dawniej. Nic się nie zmienił. Te
same platynowe włosy , jasne oczy spoglądające
bystro w moją stronę i czerwone usta wygięte w zalotnym uśmieszku. Mocne rysy, ciemna cera…to on bez wątpienia.
Ale jak?
Rafael zaczął się zbliżać do mnie powoli, dalej powtarzając pojedyncze
strofy wiersza. Zatrzymał się dopiero
wtedy, gdy nasze ciała stykały się lekko, wywołując u mnie dreszcze. Ujął moją
twarz w obydwie dłonie i spojrzał mi prosto w oczy.
Było w nim coś nim niepokojącego. Jakaś niewidzialna siła kazała mi się
odsunąć, jednak moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Stałam tak i patrzyłam na
niego jak idiotka, nie robiąc nic poza szybkim oddychaniem. Nawet moje serce
zwróciło się przeciwko mnie i waliło mi w piersi jak szalone.
-Kiedy zasypiam, to Ty nie śpisz wcale-
pilnujesz czujnie, czy równo oddycham, czy serce jak zegar będzie biło dalej i
czy noc dokoła jest dobra i cicha… - wyszeptał.
I wtedy czar
prysł. Otworzyłam szeroko oczy i zaklęłam
pod nosem. Odskoczyłam od Rafaela jak oparzona, potykając się przy tym i upadając
na tyłek. Mężczyzna patrzył się na mnie ze zdziwieniem, a jego promienny
uśmiech zastąpił grymas niezadowolenia. Złapał się pod boki i po przechylił
lekko głowę.
- A myślałem,
że jak przybiorę postać mojego świętej pamięci brata zdrajcy, to rzucisz mi się
w ramiona. No cóż, myliłem się-W tym samym momencie postać Rafaela zaczęła się
zmieniać. Jego włosy znacznie się przedłużyły, a oczy stały się ciemne jak u
demona. Cała jego sylwetka wydłużyła się nieco, a widoczne dotychczas blizny
zmieniły się w czarne tatuaże. Uniesione do góry złote skrzydła stały się
szare, jakby pobrudzone sadzą. Po chwili zamiast mojego byłego ukochanego stał
przede mną archanioł Michał we własnej osobie – Co zrobiłem źle? – spytał się
lekko rozchylając ręce.
Wstałam z
ziemi i otrzepałam się z kurzu.
- Rafael
nienawidził tego wiersza. Mówił że opowiadał o ludzkich uczuciach, które
powinny być nam obce. Według niego ten wiersz mówił o naszej słabości, a on nie
chciał być słaby – wycedziłam, spluwając mu pod nogi – Nic się nie zmieniłeś
Michale. Wciąż jesteś tym samym tchórzem, chowającym się za swoim ognistym
mieczem i suknią pana Boga.
Przez twarz
archanioła przebiegł cień złości, jednak znikną tak szybko jak błyskawica przecina
nocne niebo. Jego twarz pozostała jak kamień, niewzruszona i niewyrażająca
żadnych emocji. Właśnie taki był archanioł Michał. Jak marmur. Ukrywanie emocji
było jego największym talentem nabytym podczas wieloletniej pracy u Boga.
- Tylko na tyle cię stać w tej sytuacji, wiedźmo? – warknął anioł, a na
jego twarzy pojawił się grymas, przypominający nieudany uśmiech – Ja w twojej sytuacji zachowywałbym chociaż
troszeczkę pokory – widząc moją zdziwioną twarz, zaśmiał się głośno, odchylając
się przy tym w tył. Gdyby nie jego rozłożone skrzydła pewnie leżałby teraz i
zwijał się ze śmiechu.
Starałam się wpatrywać w niego, jednak wstręt jaki do niego czułam
skutecznie mi to uniemożliwiał. Nie potrafię określić co do niego czułam.
Odrazę? Nie, to zbyt powierzchowne, tak samo jak wstręt i obrzydzenie. Moje
uczucie było znacznie silniejsze i bardziej odczuwalne, dosłownie jak ból. Tego
nie da się opisać słowami.
W końcu odwróciłam wzrok w inną stronę, starając się opanować.
- Gdzie ja jestem?
Anioł przestał się śmiać i wbił we mnie swoje granatowe oczy,
przypominające mi dwa wielkie szafiry. Nie wiem jak kiedyś mogłam uważać go za
pociągającego. Teraz wydawało mi się to nie możliwe. On był czystym złem
zamieszkującym niebo. Czarną plamą na skrzącym się, idealnie białym śniegu. Istotą nie mającą dla siebie odpowiedniego
miejsca. Myślę, że nawet Tartar by go nie chciał.
Michał uśmiechną się lekko i zbliżył się do mnie na odległość
rozłożonej dłoni. Przez chwilę poczułam na twarzy jego zimny i cuchnący piwem
oddech. Zrobiło mi się niedobrze, więc lekko zasłoniłam dłonią usta.
- W moim więzieniu skarbie – wycedził i ponownie się ode mnie odsuną.
.....
Siema ludziska! Rozdział jest dzisiaj krótki, ale przysięgam że następny będzie dłuższy. Niestety moja wena ponownie postanowiła zrobić sobie wakacje. Mam na biórku dokładnie trzynaście kartek z pierwszym zdaniem tego rozdziału i wszystkie teraz lądują w moim koszu. Jednak było warto walczyć. Rozdział jest i mam nadzieję że wam się spodoba :) Mi osobiście się wydaje, że jest średni i nie byle głópek napisałby go lepiej, ale chciałam go dodać, aby nie wypaść z rytmu. Pozrawiam was :)
HA! Nawet nie wiesz jak bardzo się ucieszyłem widząc kolejny rozdział. Rzeczywiście jest krótki jak na cb ale po prostu boski...Taki mroczny i wogóle. A koniec jest straszny! Ach...ta niepewność. Pisz szybko :)
OdpowiedzUsuńJezu...mam ochotę piszczeć z radości! To jest świetne. I ty tak piszesz jak nie masz weny? Dziewczyno zazdroszczę ci. Jak zwykle bosko
OdpowiedzUsuńBuziaczki
Świetny rozdział :) Zauważyłam parę błędów ale to nie ważne :) Ta cześć mimo że krótka to bardzo mi się podoba :) Zakończenie było nieźle zaskakujące :) Nie spodziewałam się, że Michał ją uwięzi.. już nie mogę się doczekać nowego rozdziału :) jestem strasznie ciekawa co będzie dalej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawia i życzę weny :D
No co ty ?! Średni ?! Jest świetny, nie widać tutaj braku weny ; ) Ciekawie się zaczyna, dziewczyna z piekła została uwięziona w więzieniu anioła, a w sumie archanioła Michała. Co za ironia ; ) Czekam na następny ; )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę powrotu weny ;)
Hej. Rozdział jak zwykle zaskakująco pozytywny i ogólnie świetny. Zauważyłam w nin trochę błędów ale przecież jesteśmy ludźmi a ten gatunek jest zaprogramowany na robienie błędów. Czekam na dalsze rozdziały :D
OdpowiedzUsuń