Pierwsze sekundy po przebudzeniu były dla mnie bardzo trudne. Na samym
początku oślepiło mnie niewiarygodnie jaskrawe światło oznajmiające wczesny
ranek. Zmrużyłem delikatnie oczy,
przystosowywując do niego wzrok. Wszystko co zdarzyło się zaledwie parę godzin
wcześniej, wydawało mi się jednym wielkim snem. Przetarłem dłonią zaspane
oczy i leniwie przechyliłem głowę w bok,
Kąciki moich ust uniosły się automatycznie.
Wspomnienia zaczęły powracać, jak lawina. Jej usta przy moich, nasze
dłonie splecione ze sobą, jej ciche jęki i mój urwany oddech. A teraz ona to
była. Leżała tuż przy mnie. Głowę miała odwróconą w moją stronę. Jej mocno potargane włosy zakrywały częściowo
rumiane policzki i zamknięte oczy. Satynowa pościel, przykrywająca jej
delikatne ciało, unosiła się powoli. Oddychała bardzo płytko. Spojrzałem na jej
dłoń, leżącą na moim nagim torsie i delikatnie zsunąłem ją z siebie, po czym
powoli zsunąłem się z łóżka. Dziewczyna poruszyła się delikatnie, przekręcając
się tym samym na drugi bok. Oderwałem od niej wzrok i podniosłem z podłogi
mocno pogniecione spodnie, po czym szybko włożyłem je na siebie. Odwróciłem się
i popatrzyłem na Ariannę z góry. Wyglądała tak spokojnie i niewinnie. Promienie
słońca delikatnie oświetlały jej twarz, sprawiając że wyglądała na jeszcze
bledszą niż w rzeczywistości. Była piękna,
i to niesamowicie. A poza tym, była moja. Na mojej twarzy pojawił się
delikatny uśmiech.
Delikatnie wszedłem na łóżko, położyłem się obok niej. Moja dłoń
powędrowała do jej pleców, kreśląc na nich małe kułaka. Dziewczyna zadrżała pod
moim dotykiem, mrucząc coś pod nosem. Odwróciła się do mnie twarzą i spojrzała
na mnie zaspanym wzrokiem. Minę miała bardzo poważną, chociaż mógłbym przysiąc,
że przez ułamek sekundy widziałem w jej oczach szczęście. Patrzyła na mnie
beznamiętnym wzrokiem, wwiercającym się w głąb mojej duszy.
Oparłem się na łokciu i wyszczerzyłem się do niej.
- Dzień dobry – szepnąłem, puszczając w jej stronę oko.
Arianna pozostała niewzruszona. Zupełnie jak kamienny posąg. Odwróciła
się ode mnie i wstała z łóżka, pociągając za sobą pościel. Uważnie śledziłem
każdy jej ruch. Zmarszczyłem brwi, lekko zdezorientowany. O co jej chodziło?
Czy zrobiłem coś nie tak? A może jej się nie podobało…Nie to wykluczone.
Wiedziałem o tym. Byłe stuprocentowo pewien, że ni chodziło jej o to. Ale
jeżeli to nie było to, to dlaczego była wobec mnie taka oschła?
- Co się stało? – spytałem się dziewczyny.
Arianna przerwała na chwilę zakładanie swoich długich trampek, i
spojrzała na mnie. W jej oczach zobaczyłem pustkę, jedną wielką czarną
dziurę. Mierzyła mnie wzrokiem przez
kilka dłuższych chwil, po czym powróciła do swoich czerwonych sznurowadeł,
totalnie olewając moją osobę. Jej ruchy były bardzo stanowcze i szybkie, jakby
się czymś denerwowała. Zeskoczyłem z łóżka i podszedłem do niej. Delikatnie
dotknąłem jej ramienia, a ona odskoczyła ode mnie jak oparzona, potykając się o
stojący nieopodal stołek i tym samym upadając na tyłek. Dziewczyna jęknęła
cicho i wstała, rozmasowując sobie obolałe kości, a ja
popatrzyłem na nią mocno zdziwiony. Założyłem obydwie ręce na piersi,
obserwując każdy jej ruch.
- O co ci chodzi? – spytałem się w końcu, z nutka irytacji w głosie –
Chyba mam prawo wiedzieć po tym, co zaszło między nami podczas tej nocy.
Dziewczyna zerknęła na mnie kątem oka i przewróciła lekko oczami.
- Nic tu się nie wydarzyło – syknęła
i wbiła we mnie mordercze spojrzenie, a widząc moje wielkie zaskoczenie,
dodała – To była tylko chwila słabości, nic więcej. Każdemu zdarza się czasami
zapomnieć o racjonalnym myśleniu, i niestety często dochodzi do tego typu
wypadków…
- To co zaszło między nami tej nocy, nazywasz wypadkiem? – jęknąłem.
Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę. Więc te wszystkie słowa,
obietnice…to była chwila słabości? Czyste kłamstwo? To wszystko co my
robiliśmy, było dla niej niczym ważnym? Gdzie się podziała ta dziewczyna, która
tak niespodziewanie wbiegła do mojego pokoju, i przez pocałunki szeptała
,,kocham cię ”?
Dziewczyna przygryzła lekko wargę i założyła dłonie na piersi.
- Zrozum, Peterze. To był tylko zwykły seks. Nic nie znaczący stosunek
pomiędzy mężczyzną a kobietą. Coś co miało nam obydwojgu sprawić przyjemność, i
oderwać nas na chwilę od rzeczywistości. Nic więcej -ostatnie słowa zabolały mnie najmocniej.
Nie wiedziałem skąd u niej taka zmiana. Miotały mną różnorakie uczucia.
Czułem się zagubiony i zdezorientowany, a jednocześnie niesamowicie wściekły.
Co chwila popadałem w skrajności w
skrajność. Jedna część mnie chciała na nią nawrzeszczeć, uderzyć ją, sprawić jej
ból. Jednak inna część mojej podświadomości, kazała mi stać bezczynnie i
wlepiać się otępiale w Ariannę, nic nie robiąc. Ta bezczynność była bardziej
przytłaczająca, niż niezręczna cisza panująca wokół nas.
Dziewczyna przechyliła lekko głowę, a na jej twarzy pojawił się
sarkastyczny uśmieszek. W tej chwili wydała mi się żywą kopią swojego brata. Ta
sama podła twarz i niedbała postawa…teraz nie było żadnych wątpliwości, są ze
sobą spokrewnieni.
- Skoro nie masz mi nic do powiedzenia, to ja już pójdę. Nie będę ci
marnowała cennego czasu – wyminęła mnie i skierowała się w kierunku drzwi
wejściowych.
- A i radze ci tego nie rozgłaszać – rzuciła przez plecy – Mogłoby to
popsuć nasz reputacje, zwłaszcza że mam zamiar wziąć ślub za parę tygodni.
Poczułem się jakby ktoś wymierzył mi mocny policzek. Odwróciłem się w
jej stronę, żeby coś powiedzieć, jednak w tej samej chwili drzwi do mojej
sypialni zatrzasnęły się z hukiem. Wpatrywałem się w nie jak idiota, licząc że
Ari wróci i wszystko mi wytłumaczy. Że będzie tak jak było dzisiaj w nocy, że
znów powie że mnie kocha. Miałem wielką nadzieję, że zaraz wpadnie do mnie i
rzuci mi się w ramiona. Miałem nadzieję… a jednak myliłem się. Drzwi pozostały
w bezruchu. Minuty leciały nieubłaganie szybko, a po dziewczynie nie było ani
śladu. Straciłem ją, tylko nie mam pojęcia dlaczego.
Zwaliłem się na łóżko i wbiłem wzrok w sufit. Znak na mojej piersi
pulsował, sprawiając mi tym samym ból. Zawsze tak było, jak się martwiłem. Jednak
teraz ból był zupełnie inny, mocniejszy i bardziej dokuczliwy.
I co jam zrobić?
Odpowiedziała mi głucha cisza. Po chwili, w mojej głowie rozległ się
cichy szept.
Już i tak za dużo pogmatwałeś.
Najlepiej będzie, jeśli zostawisz sprawę tak jak jest.
Czyli co. Mam udawać, że nic
między nami nie zaszło? Że wyśniłem sobie to wszystko?
No….tak.
Przymknąłem oczy i westchnąłem .
Co ją ugryzło?
Nie mam pojęcia. Kobieca logika
jest nie do ogarnięcia.
Nie chcę jej ogarniać. Chcę z nią
być. Tyle że ona wszystko utrudnia.
To weź się w garść i zabierz za
treningi! Jeszcze nie wszystko stracone. Pamiętaj jeszcze o swojej drugiej
twarzy.
I co. Może to wygram, a może
zostanę zabity przez jednego z tych debili. W efekcie końcowym i tak dowiedzą
się, że to byłem ja i ich marny plan się nie udał .A poza tym, jak Ari się
dowie, to mnie zabije. To koniec.
Więc się tak po prostu poddajesz?
Chyba tak.
Nie myślałem że z ciebie taki tchórz.
Na początku byłeś co prawda nieśmiały i pierdołowaty, ale nigdy się nie
poddałeś. Walczyłeś, chociaż byłeś cały czas poniżany. W końcu stałeś się
mężczyzną, masz prawie wszystko i chcesz zrezygnować z tego, o co tak gorliwie
walczyłeś od trzech miesięcy? Stałeś się parszywym tchórzem, Peterze. Tchórzem
i słabeuszem. Jeśli z niej zrezygnujesz, będziesz nikim.
Nikim. Czyli tym kim byłem kiedyś. Ofiarą losu, przynętą na
drapieżniki, padliną dla sępów. Ciągle poniżany, bity-totalne zero. Nic nie warty
kawałek mięsa. Pamiętam te czasy doskonale, chociaż wydaje mi się jakby to było
wieki temu. Ale to się wydarzyło. Byłem słaby, byłem tchórzem. Wątpiłem w
siebie i swoje umiejętności. Nie chcę powtarzać tej historii.
To ca mam niby zrobić robić?
Wygraj dla niej.
……..
Jedyne na co teraz było mnie stać, to bieg. Szybki bieg prosto przed
siebie, bez zatrzymywania się. Nie miałam siły nawet opanować łez, płynących mi
ciurkiem po obydwu policzkach. Co ja zrobiłam? Nie mam pojęcia. Poszłam za
głosem serca , a następnie za krzykiem rozsądku. Zraniłam go, widziałam to w
jego błękitnych oczach. Widziałam jego
ból, kiedy powiedziałam że to tylko zabawa., zwykła przyjemność. Nie byłam z
nim szczera. Okłamałam go. Ale to wszystko dla naszego dobra. Całej naszej
trójki. On nie może się dowiedzieć. Nikt nie może o tym wiedzieć.
Zatrzymałam się dopiero pod wielkim drzewem, niedaleko ogrodu. Mój oddech
był szybki i urwany. Serce waliło mi w piersi, i miałam wrażenie, że zaraz z
niej wyskoczy. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam taka zmęczona. Traciłam siły.
On mi je odbierał. Oparłam się plecami o pień i powoli osunęłam się na ziemię,
chowając twarz w dłoniach. Pozwoliłam łzom płynąc swobodnie.
- Co się stało? – usłyszałam miękki głos tuż nade mną.
Podniosłam delikatnie głowę i zobaczyłam Iana, stojącego tuż przy mnie.
Z potarganymi włosami i kilkudniowym zarostem wyglądał jak zbuntowany
nastolatek. Jego oczy były wpatrzone prosto we mnie, a jego usta były wykrzywione
w lekkim uśmiechu. Otarłam łzy i zmusiłam się do lekkiego uśmiechu.
- Już wszystko w porządku – rzekłam lekko drżącym głosem – Każdy musi
czasem się nad sobą po użalać.
Chłopak zamyślił się na chwilę, po czym usiadł obok mnie odgarniając mi
z twarzy niesforny kosmyk włosów. Spojrzał mi prosto w oczy i przycisnął moją
głowę do swojej piersi.
- Mi możesz powiedzieć – szepnął mi do ucha.
W tej chwili chciałam mu powiedzieć o wszystkim. O Peterze, Lucyferze…o
wszystkim. Po raz pierwszy od dłuższego
czasu czułam się bezpieczna i zrozumiana. Przełknęłam zalegającą mi w gardle
ślinę i zamknęłam oczy, oddając się temu
przyjemnemu doznaniu. Ian zaczął delikatnie
gładzić moje włosy, szepcząc mi do ucha słowa pocieszenia.
- To powiesz mi? – spytał, przerywając na chwilę i spoglądając mi w
oczy.
Przygryzłam lekko wargę, i pokiwałam głową.
- Wiesz, to całe szukanie męża mnie trochę przerosło – kłamstwo przychodziło
mi niezwykle łatwo, więc postanowiłam je kontynuować .
Opowiedziałam mu sprawie z Lucyferem, pomijając przyczynę naszej kłótni
i ilość roboty związanej z szykowaniem ślubu i następnych zadań. Chłopak
słuchał mnie uważnie, odm czasu do czasu kiwając głową. Kiedy skończyłam, na
jego twarzy ukazał się szeroki uśmiech.
- Znajdź sobie sekretarkę, która będzie za ciebie odwalać robotę
papierkową, a ty sama zajmij się ciekawszymi zajęciami. Na przykład patrzeniem
jak trenuję – wyszczerzył się w moją stronę, ukazując idealnie równe, śnieżnobiałe
zęby.
Szturchnęłam go lekko w ramię i zaśmiałam się . Ian potrafił mi
poprawić humor.
- A niby co jest takiego ciekawego w oglądaniu ciebie? – spytałam,
unosząc lekko jedną brew.
Chłopak podrapał się po głowie.
- Jestem tam ja, jestem przystojny i boski -zaczął wyliczać a ja wy buchnęłam głośnym
śmiechem, na co on spojrzał na mnie lekko urażony – Że niby nie jestem boski?
Pokiwałam lekko głową, na co on zrobił minę urażonego psa, a ja
zaczęłam się śmiać jeszcze głośniej.
- Zobaczymy komu teraz będzie do śmiechu – warknął i rzucił się na
mnie, łaskocząc mnie po brzuchu. Nie spodziewałam się tego ataku, więc runęłam
na plecy, przygwożdżona przez gilgoczącego mnie chłopaka. Starałam się mu
wyrwać, jednak przygniótł mnie mocno, uniemożliwiając mi gwałtowne ruchy.
Pozostało mi tylko śmiać się i błagać o wybaczenie.
- Już proszę cię przestań! – piszczałam jak mała dziewczynka, wyginając
się we wszystkie strony.
Ian, przerwał na chwilę i spojrzał mi w oczy.
- A co mi dasz? – spytał się, pochylając się nade mną bardzo nisko, tak
że czułam jego ciepły oddech na swojej twarzy.
Jego oczy skierowały się na moje otwarte usta.
- Jestem bardzo wybredny – szepną i pocałował mnie delikatnie w czoło.
Moim ciałem wstrząsną potężny dreszcz, kiedy jego usta, zaczęły
przesuwać się w dół. W końcu natrafiły na moje usta i złączyły się w nim w
namiętnym pocałunku. Ian puścił moje ręce, i wsuną mi palce we włosy. Całował
inaczej niż Peter. Był bardziej zdecydowany i nie wahał się ani na chwilę. Jego
usta były chłodne, a nie gorące jak usta wyklętego.
- O matko – wyszeptałam w jego usta a on uśmiechną się lekko, całując
mnie jeszcze mocniej.
Nagle usłyszałam głośny krzyk, dochodzący od strony ogrodu. Szybko
oderwałam się od Iana i wysunęłam się spod niego. Skierowałam wzrok na
obozowisko herosów, starając się zarejestrować jak najwięcej. Uciekający tłum,
panika, krzyki, a na samym środku tego całego zamieszania wielkie bestie,
przypominająca gigantycznego pająka skrzyżowanego z jadowitym skorpionem.
- Arkany- -wyszeptałam i rzuciłam się biegiem w stronę potwora.
Arkany były mitycznymi stworzeniami, uwięzionymi przez piekielnych
łowców już w czasach starożytnych, za panowania króla Salomona. Miały moc
wyciągania życia z ofiar, oraz zabierania im magii. Ich ostre jak brzytwa zęby
przegryzały wszystko, a trujący gaz
wydobywający się z ich paszczy, palił skórę do żywego mięsa. Były diabelnie
niebezpiecznie, dlatego zostaliśmy zmuszeni je zamknąć w podziemiach Tartaru.
Myśleliśmy, że mamy już tą sprawę za sobą, a jednak dzisiaj…
Przeskoczyłam przez nadpalone zwłoko jakiegoś żołnierza i z wielkim
impetem wskoczyłam na grzbiet jednego z potworów. Bestia ryknęła głośno i
zaczęła się rzucać, próbując się mnie pozbyć. Ja natomiast starałam się unikać
jego wielkiego żądła, które usilnie chciało mnie przebić. Obróciłam się na
plecy i szybko wyszeptałam zaklęcie,
strzelając tym samym kulą ognia, w tył potwora. Arkan zawył z bólu upadł
na ziemię, strącając mnie tym samym na ziemię. Szybko się pozbierałam i ponownie wycelowałam kulą w potwora, tym razem celując w głowę. Z
pod moich palców wyleciały iskierki, i już po chwili bestia wydała ostatnie
tchnienie. Rozejrzałam się wokoło., rozeznając się w naszej sytuacji. Bliźniacy
i Thor rozprawiali się z wielkim Arkanem, gdzieś na obrzeżach obozu. Roderig,
Loki oraz Ares wzięli dwa potwory na lewym skrzydle, a pozostali zajmowali się
trzema bestiami w prawym skrzydle obozu. Zaczerpnęłam mocy i pobiegłam pomóc reszcie.
Nagle, coś uderzyło mnie mocno w plecy i upadłam jak długa na ziemię.
Jęknęłam z bólu. Ostatkiem siły,
odwróciłam się na drugą stronę i
spojrzałam prosto na wielką bestię, stojącą parę metrów ode mnie. Podniosłam
delikatnie rękę i wymruczałam zaklęcie, bariery. Wokół mnie pojawiła się
szklana bańka, o średnicy dwóch metrów, oddzielająca mnie od straszliwej bestii.
Arkan zawył z wściekłości, rzucając się pędem w moją stronę. Zaczął napierać na
barierę swoim ciężarem, starając się pozbyć mojej ochrony. Z jego ust
wydobywały się kłęby zielonego dymu. Podniosłam się lekko na łokciach, a z moich
ust wydobył się cichy jęk. Przy upadku musiałam zahaczyć o coś nogą, bo teraz
leciała z niej obficie krew. Zaklęłam pod nosem.
Potwór znowu rykną, a moja bańka wydała nieprzyjemny dźwięk,
oznaczający jaj słabnięcie. Jego pazury, przedarły się przez osłonę, robiąc w
niej szereg małych dziur. Uniosłam delikatnie rękę, aby ją wzmocnić, jednak
przez ranę na nodze nic nie mogłam wskórać. Bariera słabła razem ze mną. Nagle
powietrze wypełniło się przeraźliwym rykiem, i bestia padła martwa na ziemię.
Opadłam bezwładnie na ziemię, jednocześnie usuwając bańkę. Po chwili czyjeś
silne ramiona, złapały mnie i uniosły nad ziemię. Otworzyłam oczy i spojrzałam
na zdenerwowanego Iana.
- Puść mnie – stęknęłam.
Chłopak pokręcił głową i skierował się w głąb obozu. Był cały mokry, a
jego oddech był szybki i nierówny.
- W takim stanie? Zapomnij. Najpierw cię opatrzę.
- Nie. Ja chcę wracać – wycharczałam, i zaczęłam głośno kaszleć.
- Słuchaj mnie – warknął chłopak rozglądając się naokoło, w
poszukiwaniu bezpiecznego – W takim
stanie, nie możesz nawet ustać, a co dopiero walczyć. Jeden Arkan nadzień wystarczy
ci w zupełności. Teraz musisz odpocząć. Czy to jest dla ciebie jasne?
Kiwnęłam lekko głową i zamknęłam oczy. Noga bolała mnie niesamowicie.
Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio miałam jakąś ranę. Może to było podczas
wielkiej bitwy z aniołami? Pewnie gdzieś w tym czasie. Nawet nie pamiętam,
kiedy podczas tego zamieszania udało mi się zasnąć.
......
Widziałem jak ten chłopak na nią
patrzy. Jak na jego najcenniejszy skarb, jak zdobycz czy łup wojenny. Myślał że
należy do niego, że jest jego własnością. A ona? Tego nie wiem. Została ranna.
Krwawiła bardzo obficie, o czym świadczyły czerwony ślad, który zostawiała za
sobą. Chciałem do niej podbiec, ratować ją, ale przeszkodziło mi w tym wielkie
cielsko Arkana, upadające do moich stóp. Jedno moje cięcie, a bestia już nie
żyła. I kolejna. I jeszcze jedna. W końcu nie było już żadnego potwora.
Wszystkie ciała leżały bezwładnie na placu. Zwyciężyliśmy, pokonaliśmy wrogów.
Wokół mnie rozległy się liczne wiwaty i gratulacje. Większość herosów odetchnęła
z ulgą i padła na ziemię, dziękując losowi. Jednak mnie obchodziło teraz tylko
to, gdzie znajduje się Ari, i kim jest ten chłopak, który ją uratował.
.....
Jak obiecałam, tak słowa dotrzymuję. Oto jest rozdział 11, i to w normalnej długości. Zdziwieni przebiegiem zdarzeń, decyzją Ari? Ja sama jestem zdziwiona. Tak jakoś wyszło, ale chyba tak jest lepiej. No w końcu historia nie może się kończyć po marnych dziesięciu rozdziałach, szczególnie że na scenę nie wkroczyło jeszcze wojsko aniołów :) Mam nadzieję, że wam się spodoba, jak mi i bardzo serdecznie pozdrawiam was kochani !
Wow. Tego się niespodziewałam. Liczyłam raczej na jakiś klasyczny happy end, typu teraz uciekniemy razem i wszystko rzucimy, zostając szczęśliwą rodziną,a tu prosze. Niedość że Arianna zraniła Petera, to jeszcze poleciała do innego. Ja rozumiem że ona nie może z nim być, ale to trochę chamskie z jej strony. No nic. I tak liczę, że oni będą razem :) Pisz szybko bo jestem ciekawa dalszego rozwinięcia tej histori.
OdpowiedzUsuńWII! Kocham, kocham i jeszcze raz kocham :) Szkoda mi Petera...ale na razie tak będziel lepiej dla nigo i dla niej..A te potwory i ta walka-obłędne. Pisz szybciutktko bo mnie zrzera ciekawość :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się. Psz dalej i niech ci weny nie brakuje.
OdpowiedzUsuńJejku, wchodziłam tu niemal od samego rana i powoli traciłam nadzieję, że się wyrobisz z tym rozdziałem :) Ale jednak on tu jest. Czytam go czytam i nagle takie zdziwienie. Zrobili to powiedziała że go kocha a następnie dała mu do zrozumienia że to dla niej nic nie znaczy. Coś tu jest nie halo. Oczywiści zgodzę się z tb, że nie można zakończyć tej historii tak szybko, jednak....DLACZEGO TO PETER UCIERPIAŁ??? Biedny chłopak... ALe no nic. Pisz i ratuj tego kolesia bo mi się jego żal zrobiło. Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńSiedzę sobie na necie i szukam jakiegoś opowaiadania. Przeskakuję z bloga na blog a tu taka dupa. W końcu znajduję ten blog i czytam. Zgodnie z tym co na pisałaś zaczęłam od rozdziału 2. CZytam, czytam, czytam...aż w końcu stwierdzam że doszłam do końca! A teraz moja opinia: Robisz błędy, ale każdy je popełnia bo jesteśmy ludźmi. Ale walić błędy! Fabuła jest zarąbista. Najlepsze są te legendy i wyjaśnienia co jest czym...np.: Legenda o wyklętych, ta przepowiednia...czy nawet opis tych potworów w tym rozdziale. Przeszperałam google, i nie znalazłam nic na ten temat, z czego wnioskuję że to był twój pomysł. Chwali ci się to :) Czekam na cięg dalszy i prosze cię pisz szybko, bo jestem tak ciekawa, że aż zaczęłam zżerać swoje ołówki! Pozdrawiam, Talula
OdpowiedzUsuńA teraz takie pytanie....gdzie są fanfary i czerwony dywaniek? Nie ważne....Ale pisz szybciuteńko kochana bo już nie mogę wytrzymać tej presji czekania. Kończysz w fatalnych momentach, trzymając widza w wielkiej niepewności. Tak właśnie jest teraz ze mną. CZEKAM NA ROZDZIAŁ 12 i pisz go szybko!
OdpowiedzUsuńKobieto zła, ty to potrafisz szargać ludzkimi uczuciami. Już byłam taka szczęśliwa, że oni będą razem, i wszystko się ułoży...a tu taka dupa przez wielkie ,,d'' . Nie wiem jakie masz zamiary, ale jestem tego strasznie ciekawa :P Pisz szybciej :)
OdpowiedzUsuńZazwyczaj czytam tylko kryminały i opowiadanie science fiction, jednka zainteresował mni ten szblon i zacząłem czytać. Tak jakoś po 4 rozdziale zaczęło mi się podobać więc postanowiłem doczytać do końca. Na samym końcu pomyślałem ,,Dlaczego nie?" i dodałem ten blog do obserwowanych przeze mnie blogów. Nie żałuję. Piszesz lekko, a twoje teksty czyta się szybko. Idealne na zabicie nudy. Fabuła też jest niezła. Ogólnie jest całkiem nieźle ale do wydania książki jeszcze ci daleko. Aczkolwiek praca połaca, co widać w twoim opowiadaniu. Z każdym rozdziałem twój tekst stawał się lepszy i ciekawszy. Coraz mniej błędów, więcej opisów....jest świetnie. To tyle z mojej strony. Czekam na rozdział 12
OdpowiedzUsuńBosko...pisz szybko dalej!
OdpowiedzUsuńŚwietne, jednak troche zszokowała mnie decyzja Ari, hmm.. a może nawet zdenerwowała ? Odrzuciła Petera tak po prostu, szkoda chłopaka. Zastanawia mnie, czy Peter wygra. No bo tak bardzo zależy mu na Ari, a jeśli wygra to się z nią ożeni. Wydaje mi się, że wtedy Lucyfer nie będzie miał nic do gadania, bo w końcu był zwycięzcą. Ale to są tylko moje gdybania. Wielce niecierpliwie czekam na kolejny rozdział i życzę rwącego potoku weny ; D
OdpowiedzUsuńJestem zła i to przez ciebie! Jak ona mogła? To strasznie smutne...Ale pisz szybciej! To jest boskie
OdpowiedzUsuńNie mam ci za złe ostatniej zrypki, więc się nie martw :) A wracając do tego postu...Ari zachowała sie wspaniale! Właśnie takie kobiety ubustwiam: TWARDE. Peter to cienias, a ona potrzebuje jakiegoś maczo ( zgłaszam swoją kandydaturę) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzytam i wyłapałam pare błędów. Ponato radziłabym trochę poprawić wygląd tekstu. Ale ogólnie tekst jest świetny i z niecierpliwością czekam na dalsze rozwinięcie akcji.
OdpowiedzUsuńMarta :)
Ojejku jejku, świetnie! Chociaą troszeczkę żal mi Petera. No ale mam nadzieję że w końcu będą razem i będzie happy end :)
OdpowiedzUsuńBoskie opowiadanie.Tak jak większości żal mi Petera.Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział;)
OdpowiedzUsuń